wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 7

- Sophia, porozmawiasz ze mną proszę? - Justin błagał kiedy przechodziliśmy przez hotelowe drzwi.

- Najpierw bagaż, następnie rozmowa. - Powiedziałam, bez tchy przez cały bieg kiedy zaczęłam szukać pokoju aby znaleźć gdzie goniec hotelowy mógł zabrać nasze bagaże.

- Soph! Oddychaj przez chwilę. Porozmawiajmy. - Justin ponownie błagał, siadając na fotelu u rogu pokoju.

- Nie ma o czym rozmawiać Justin. Wyjeżdżamy. Gdzie on do diabła włożył te cholerne torby? - Zawołałam, chodząc dookoła stołu, mając nadzieję że są gdzieś tam.

- Widzisz. - Justin zaczął z westchnięciem. - Prawdą jest że jest o czym rozmawiać. Dlaczego do cholery wyjeżdżamy? Dopiero tu przyjechaliśmy. - Nie odpowiedziałam mu, tylko nadal szukałam po całym pokoju. On westchnął jeszcze raz. - Jeśli znajdziesz bagaże będziesz mogła ze mną porozmawiać? - Wyprostowałam się w mojej pozycji na podłodze, patrząc pod kanapę i skinęłam głową. - Sypialnia, kochanie.

Oczywiście sypialnia. Szybko pobiegłam do ogromnego pokoju z królewskim łóżkiem jako najważniejsza rzecz.

Podobnie jak podejrzewał, torby stały u stóp ogromnego łóżka. - Aha! - Zawołałam i podbiegłam do toreb.

- Porozmawiajmy, Sophia. - Justin powiedział wchodząc za mną do pokoju.

Chwyciłam jedną z toreb na kółkach i zaczęłam ciągnąc ją w stronę drzwi wejściowych hotelu. - Co chcesz wiedzieć?

Słyszałam jak ręce Justina uderzyły w jego boki jakby wyrzucał je rozdrażniony. - Nie wiem, może o tym dlaczego zaczęłaś biec sprintem kiedy wyszliśmy z kwiaciarni?

Odchrząknęłam kiedy weszłam z powrotem do pokoju, aby złapać kolejną torbę i powtórzyć proces. - Łatwe. Wpadłeś na mojego barta, który próbuje złapać mnie po całym świecie, próbując zmusić mnie abym poszła do szpitala.

Ujrzałam zmarszczone brwi Justina kiedy byłam drodze do drzwi. - Więc, bardzo dojrzała rzeczą było ucieknięcie? - Zapytał sarkastycznie.

Postawiłam walizkę we frontowych drzwiach i wróciłam do Justina z rękoma na moich biodrach. - Nigdy nie twierdziłam że jestem dojrzała, a ja naprawdę nie chcę umrzeć w szpitalu. Więc, tak uciekłam. - Następnie weszłam do pokoju i wzięłam inną torbę. - Czy możesz mi pomóc z bagażem?

- My nie wyjeżdżamy Sophia. - Justin powiedział z drugiego pokoju. Pociągnęłam torbę którą miałam w rękach tuz obok niego do drzwi. Jeśli był przeciwny naszemu wyjazdowi, dlaczego pozwolił mi przenieść bagaż? - Wyjeżdżamy Justin.

Justin podszedł do miejsca w którym stałam. - Skąd wiesz że chce zmusić Cię do pójścia do szpitala? - Zapytał krzyżując ramiona.

- Oh, nie wiem Justin. Być może fakt że gdy wyjeżdżałam prosił mnie abym powróciła do chemioterapii i mówił mi jaka to ja jestem chora. - Powiedziałam nieco sarkastycznie, a potem zaczęłam iść z powrotem do sypiali po ostatni bagaż.

Justin zatrzymał mnie, łapiąc mnie za rękę kiedy próbowałam go ominąć. - Soph, twoja lista mówi że masz zostać w pięciogwiazdkowym hotelu na noc. Co ty na to abyś się trochę uspokoiła i wyjedziemy rano?

Wyrwałam swoją rękę z jego. - Nie musimy już iść. Znajdzie nas, Justin.

- Był na drodze po drugiej stronie miasta, Soph. Gdzie zaginęliśmy, pamiętasz? - Zapytał głosem który mówił że bywam głupia. Ja nie bywałam głupia.

Podeszłam prosto do niego, odchylając jego głowę lekko do tyłu, aby spojrzeć mu prosto w oczy. - On śledził mnie do Belgi, Justin. Do Belgi. On może mnie znaleźć tutaj, wieczorem i zabrać mnie do szpitala. - Powiedziała z nieznacznie łamiącym się głosem. Ale odchrząknęłam to, ponieważ nie chcę teraz płakać. - Lista mówi że mam umrzeć w Grecji'. Numer Stoo: Umrzyj w Grecji. Nie, numer Sto: umrzyj podłączona do miliona maszyn bez włosów. Okay Justin? Wiem że dużo ludzi umiera walcząc i ja podziwiam ich za to ale Justin  -Powiedziałam a mój głos był prawie tak cichy jak szept. - Boję się. nie jestem tak odważna jak tamci ludzie, którzy giną walcząc. Więc wyjedźmy dzisiaj bo jestem przerażona. Więc pomóż mi z bagażem.

Jego oczy przez sekundę migotały w niepewności, a ja przysięgam że świeciły się w nich łzy. Myślałam że widziałam jego urażone kruszenie, dopóki się nie odezwał. - Nie Sophia. Nie wyjedziemy dzisiaj. Ponieważ nie musisz się bać będąc tutaj ze mną. Ja nie pozwolę Stevenowi Cie dotknąć, dobrze? Ty potrzebujesz skończyć swoją listę, więc po prostu zostaniemy tu na noc, a wyjedziemy z samego rana.

Westchnęłam sfrustrowana. - Przysięgam Justin, jeśli nawet zobaczę Stevena, będę na Ciebie bardzo zła.

Myślałam że następne co powie będzie w stylu 'Nie będziesz, przysięgam' albo 'Będzie dobrze, Soph' ale on zaskoczył mnie mówiąc - Soph pomyślałem że może powinnaś się z nim zobaczyć.

Moje brwi się zmarszczyły w błędzie  - Co?

Wzruszył ramionami patrząc mi w oczy. - Może powinnaś po prostu z nim porozmawiać. Zobaczyć czego dokładnie on chce. Może on nie chce umieścić Cię w szpitalu. Może on chce Ci powiedzieć coś czego nigdy nie powiedział. Myślę, że należy mieć po prostu pewność, Soph.

Potrząsnęłam głową. - Nie Justin. Nie mogę. Nie będę--

- Sophia. - przerwał. - Nie sądzę żebyś wiedziała jaka jesteś niesamowita. Masz cholernie dużo do stracenia, Sophia. Twój brat, stracił Cię i to jest jego ostatnia szansa. Jeśli ja byłbym na jego miejscu twoja ucieczka dzisiejszego popołudnia złamałaby mi serce. Zakochałem się w Tobie Sophia, więc wiem co on ma do stracenia. Czuję to. Co jeśli on chce powiedzieć Ci coś co chciał powiedzieć przez cały czas? Co jeśli on chcę powiedzieć 'Kocham Cię' po raz ostatni?

Spojrzałam na moje nogi, jego słowa bardzo we mnie uderzyły. - Dlaczego szukałaby mnie po całym świcie aby powiedzieć mi że mnie kocha?

- Ja szukałbym. Sophia, jesteś tego warta. Proszę, spróbuj postawić się na jego miejscu. - Justin prawie błagał.

Steven miał swoje ostatnie pożegnanie. Powiedziała mu że już nigdy go nie zobaczę, a on powiedział mi wszystko co miał do powiedzenia. Zrobiłam to jasno jak miałam i to było ostateczne pożegnanie. Steven nie próbował powiedzieć mi że mnie kocha. Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to że chce umieścić mnie w szpitalu.

Pokręciłam głową. - Nie Justin. Nie będę z nim rozmawiać. - Westchnęłam. - Ale zostanę na noc tylko jeśli obiecasz mi że nie pozwolisz Stevenowi zabrać mnie do szpitala. Musisz obiecać.

Justin zamknął oczy i pokręcił głową. - Dobrze, Sophia. Obiecuję że nie pozwolę Stevenowi zabrać Cię do szpitala.

Wyciągnął ręce, starając się mnie znaleźć. Zbliżyłam się do niego i pozwoliłam mu owinąć je wokół mojej tali, trzymając mnie blisko. - Więc jesteśmy na liczbie sto, aye? - Szepnął, nastrój całkowicie się zmienił jak powietrze, które było pełne frustracji i niezgody teraz miało melancholijną atmosferę.

Skinęłam głową z twarzą w zagięciu jego szyi. - Ale nie smuć się, dobrze?

- Możemy być smutni kiedy będzie czas aby się pożegnać, prawda? - Wyszeptał. Ten zwrot wydawał się być  naszą szansą do zniesienia smutku, kiedy stało się to zbyt ciężkie dla naszych barków. Byliśmy odroczeniem smutku, który w końcu nadejdzie przed tym kiedy odejdę, ale w tym momencie byłam zbyt samolubna aby się tym przejmować. Chciałam być z nim szczęśliwa, więc chciałam to zostawić tak długo ja tylko on będzie chciał.

Pozwoliłam sobie się zrelaksować w jego ramionach i tylko wtedy kiedy cała adrenalina od ucieczki i potrzeba wyjazdu, czułam całe przemęczenie uderzające we mnie. Czułam się tak jakbym miała upaść. Umieściłam całą moją uwagę na Justinie i szepnęłam. - Myślę, że muszę iść do łóżka.

Skinął głową rozumiejąc, umieścił ręce pod moje kolana podnosząc mnie w stylu ślubnym i niosąc mnie do wielkiego łóżka po środku sypialni.

Kiedy mnie położył, zaczął się oddalać a ja prawie odpłynęłam, aż mój umysł dostał bolesną świadomość czegoś. - Justin! - Zawołałam, dając całą moją energię aby mnie usłyszał. - Muszę wziąć moje lekarstwo.

Wrócił do pokoju stając jeden krok ode mnie, z całym zestawem moich lekarstw. Uśmiechnęłam się nieśmiało, wciąż nie w pełni komfortowo z nim wiedzącym o moich lekarstwach i takich tam.

Podał mi to a ja spojrzałam na niego z małym rumieńcem ułożonym na moich policzkach. Nie sądzę abym była w stanie zrobić zastrzyk w łazience ale nie było to też to co chciałam aby on zobaczył. - Justin, możesz, um, odwrócić się kiedy będę to robić?

Jego brwi się zmarszczyły. - Nie zamierzasz iść do łazienki?

Pokręciłam głową i przygryzłam wargę. - Dosłownie czuję się jakbym podnosiła ciężar dwudziestu kilko, a ja tylko trzymam moje lekarstwo. Nie sądzę abym mogła to teraz zrobić. Możesz po prostu, um, patrzeć gdzieś indziej?

Kiwnął głową i odwrócił się plecami do mnie. Szybko zrobiłam swoje zastrzyki i na sucho połknęłam moje pigułki. Ściągnęłam moje buty kiedy skończyłam i weszłam pod pluszową kołdrę, czując się w niej bezpiecznie.

- Możesz się już odwrócić. - Powiedziałam już zasypiając. Zanim nareszcie zasnęłam, czułam jak Justin przyciska cicho usta do mojego czoła,

Kiedy się obudziłam, w pokoju jeszcze było ciemno z wyjątkiem małej smugi światła padającego z pod drzwi. Słyszałam cicho zamykane drzwi i Justina wchodzącego delikatnie do pokoju, przesuwając się na łóżku obok mnie. Odchrząknęłam delikatnie ale mój głos był jeszcze gruby ze snu. - Justin gdzie byłeś? - zapytałam.

 Trzymał moją talię i przyciągnął mnie bliżej do siebie, tuląc się i przyzwyczajając. - Recepcjonista chciał ze mną porozmawiać o problemach jakie mieli z kartą kredytową.

Moje oczy były zamknięte kiedy odpowiadał a ja szepnęłam. - To nie mogło poczekać?

Potrząsnął głową, - Nauczyłaś mnie kilku rzeczy o czasie, Sophia. Na nic nie można czekać.

Ja tylko skinęłam głową i wróciłam do snu.

Kiedy się znów obudziła, słońce wpadało przez szczeliny w roletach tworząc linię światła na całym łóżku. Nie mogłam znaleźć Justina kiedy wyciągnęłam palce na łóżku, więc usiadłam w poszukiwaniu jego. Zły pomysł. Czułam duże zawroty głowy, uczucie kiedy czujesz jak wstajesz za szybko pokój zaczął się chwiać. Mogłam powiedzieć że była bliska końcu z tygodniem do stracenia.

Usłyszałam kroki dochodzące z łazienki i byłam prawie pewna że był to człowiek którego poszukiwałam. Uśmiechnął się lekko do mnie. - Jak się masz? Poszłaś spać bardzo szybko zeszłej nocy.

Uśmiechnęłam się. - Nadal jestem bardzo zmęczona, ale jest dobrze.

On wydawał się uczyć moją twarz przez parę chwil, zanim się odezwał. - Może powinnaś spróbować spać trochę więcej. Obudzę Cię za pół godziny i będziesz mogła przygotować się do lotu.

Pokręciłam głową. - Spanie nie pomoże. Plus, nie mogę wrócił do łóżka gdyż próbowałam. Teraz jestem obudzona.

Uśmiechnął się delikatnie i podszedł, siadając na brzegu łóżka. Gładził moje włosy, kiedy zapytał. - Jak podobało Ci się spanie w łóżku w pięciogwiazdkowym hotelu, kochanie? - Wzruszyłam ramionami - Wygodnie, nic specjalnego.

Zaśmiał się cicho. - Mówiłem Ci.

Wywróciłam oczami. - Wiem. Wiem. Ale to ty byłeś tym który nalegał abyśmy tu zostali.

On zaśmiał się ponownie. - Nie ze względy na hotel. Tylko ze względy na twoją listę.

Uśmiechnęłam się. - Tak tak. Czy nasz lot jest zarezerwowany?

Kiwnął głową i odwrócił się aby leżeć obok mnie, kopiąc jego buty jak to zrobił przyciągnął mnie bliżej tak, że nasz nosy się dotykały. - Tak, cztery godziny od teraz.

- A co teraz? - zapytałam, zamykając lekko oczy, czując się bardzo wygodnie w jego ramionach.

Przez moje ciężkie powieki widziałam jego uśmiech. - Teraz jest czas spać.

Zrobiłam. Obudziłam się kiedy Justin lekko potrząsał moim ramieniem. - Obudź się, kochanie. Musisz przygotować się do lotu.

Skinęłam głową i próbowałam usiąść, ale czułam się jakbym próbowała przebiec maraton. - Czy możesz pomóc mi wstać? - Zapytałam głosem grubym ze snu.

Widziałam lekkie migotanie smutku na twarzy Justina zanim szybko go ukrył. Wiedział dokładnie co się dzieje, ale czułam potrzebę odłożenia. Jak podniósł mnie za ramiona, abym usiadła na brzegu łózka, zaczęłam mówić. - Miałam pewną ilość czasu zanim moje ciało przyzwyczaiło się do leku na którym jestem, i tak długo jak będzie to wykorzystane, zatrzymuję prace i rak przemija. Dlatego jestem tak zmęczenia i nagle czuję się słaba. Moje ciało zaczęło się przyzwyczajać i mam około tygodnia to tyłu.

Nic nie powiedział, tylko skinął głową w chwili kiedy przygryzał wargę, a po chwili pochylił się by dać mi powolnego buziaka. To był rodzaj pocałunku który doprowadził mnie do przypuszczenia, że chce więcej, ale bałam się że on może mnie zatrzymać.

Ta myśl przywróciła pamięć z poprzedniego dnia. Natychmiast stałam się skruszona. - Oh, Justin. Kompletnie zapomniałam o ostatniej nocy. Przepraszam. Dlaczego mi nie przypomniałeś? Jestem taką idiotką. Ja--

- Sophia. - powiedział z żartobliwym uśmiechem - Zamknij się.

- Ale Justin --

- Nie chcę więcej o tym słyszeć. Idź się przygotować. - Powiedział a uśmiech wciąż grał na jego ustach.

Przewróciłam oczami i westchnęłam - Dobrze. - Wstałam i udałam się do łazienki. Byłam trochę niepewna, ale to zrobiłam.

Prawie jak już miałam zamknąć drzwi, Justin zawołał do mnie. - A tak przy okazji to Kocham Cię.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam przez szparę w drzwiach. - Wiem, Kocham Cię,

Godzinę później byliśmy gotowi do wyjścia i wymeldowania. Mieliśmy już wejść do taksówki kiedy do zobaczyłam. Stał po drugiej stronie ulicy, patrząc na nas, albo ściślej mówiąc na Justina.

Wokół jego oczu były ciemne pierścienie, jakby nie spał przez kilka dni i był ubrany w ciężki płaszcz, który był zupełnie nie typowy w środku lata.

W odróżnieniu od poprzedniego dnia, jak jego oczy były skierowane na mnie. On patrzył tylko na Justina.

Wskoczyłam do taksówki, moje serce biło szybciej a ja chwyciłam nadgarstek Justina ciągnąc go za mnie. - Lotnisko proszę - Powiedziałam do kierowcy odjeżdżać od Stevena i nic nie mówiąc między sobą.

Po godzinie od odprawy na lotnisku, zajęliśmy miejsca w samolocie i nagle stało się to realne. To był ostatni przystanek. Nie będę jechać do innego kraju, na innym samolocie.

Ta myśl powinna bać się moich dowcipów, ale przygotowywałam się na to całe lato. I po tak szalonym, nerwowym czasie, rodzaj uczucia jaki miał być w tym miejscu.

Jedna rzecz szarpie mnie od środka do głębi był piękny chłopak siedzący obok mnie. Byłam tak bardzo w nim zakochana, a on mógłby być jedynym powodem dla którego nie zostawiłabym tego świata za sobą. Chciałam go na zawsze i jak odpływałam w kolejny sen, modliłam się aby pewnego dnia moje życzenie się spełniło.

Justin obudził mnie kiedy wylądowaliśmy, a w zasadzie musiał ciągnąć mnie przez ochronę. Pomógł wejść mi do taksówki i ja niechętnie zasnęłam na drodze do hotelu an plaży.

Kiedy przyjechaliśmy powiedziałam do Justina. - Proszę nie pozwalaj mi spać zbyt często.

Pokręcił głową z wymuszonym małym uśmiechem. - Jest dobrze Soph. Potrzebujesz odpoczynku. - Powiedział, gładząc kciukiem ciemne kręgi dookoła moich oczu.

- Czuję, że tracę czas. - Powiedziałam a moje usta powoli zamieniały się w grymas.

Widziałam jak te słowa go uderzyły, skrzywił się, gdy zrozumiał co mam na myśli. Tracił czas na spanie na koniec mojego życia. On skinął głową. - Dobrze, nie pozwolę Ci spać dłużej niż godzinę na raz.

- Pół godziny. - powiedziałam szybko.

Wyglądał jakby chciał się kłócić, ale postanowił nie tracić oddechu. - Ok. Pół godziny.

Pochylił się i dał mi powolny pocałunek w usta, co wydawało się normą. Jakby nie mógł zmusić się do oderwania swoich ust od moich. Nie przeszkadzało mi to, czułam się tak samo.

Wysiedliśmy z taksówki a ja straciłam oddech, ujrzałam piękny hotel przy plaży który wybrałam jako łoże śmierci.

Woda błyszczała w sposób, który nie mógł zostać złapany na kamerę i umieszczony na ich stornie internetowej. A dni patrząc na ich zdjęcia na moim laptopie nie dały mi tak bardzo pocieszającego klimatu, który zdawał się promieniować od małego, jedna historia hotelu.

Jedna z moich rąk znalazła Justina a druga udała się do odkrycia moich ust. - Jest idealnie. - Udało mi się wyszeptać, ponieważ zachłysnęłam się wdzięcznością że udało mi się zobaczyć to miejsce, zanim umrę.

Spojrzałam na Justina i znalazłam jego świecące oczy. Zgryzł swoją wargę a potem jego usta znalazły moje dając mi delikatnego całusa, a potem drżącym szeptem powiedział. - Tak jak ty.

W ciągu kilku następnych dni, moich ostatnich dni, było niesamowicie, tylko nieznacznie zabarwione smutkiem.

Kiedy mogłam, pływaliśmy i tańczyliśmy i całowaliśmy się. Ale kiedy nie mogłam szeptaliśmy, trzymaliśmy się i Justin gładził moje włosy.

Mój ból psychiczny często spowodowany Justinem miał wiele bólu emocjonalnego. Po każdej ciężkiej nocy każdy centymetr ciała palił mnie, obudziłam się rano aby znaleźć Justina wśród poduszek z głębokimi worami pod oczami.

Czułam się okropnie przez hamowanie go tak, ale pomyślałam że niedługo będę bez jego włosów.

Powoli stawałam się coraz słabsza i słabsza, całkowicie przykuta do łóżka, ale biorąc ten miałam nadzieję że będzie trzymać mnie przy życiu trochę dłużej z Justinem.

Ale ten dzień musiał przyjść.

Justin był w kuchni biorąc dla mnie szklankę wody a ból mnie zaatakował jak nigdy wcześniej. Każda część mojego ciała byłam w bólu. Udało mi się krzyknąć przez łzy - JUSTIN!

Słyszałam tłuczone szkoło w kuchni i Justina biegnącego do sypialni. Pojawił się w drzwiach i tak szybko jak jego oczy znalazły moje, zaczęły wylewając się nie ubłagalnie. Wiedział że to koniec.

Był przy mnie w mgnieniu oka, jego usta na moich, znowu i znowu. - Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham Cię .. - On szeptał w kółko, jego cichy i łamiącym głosem, jego ręce ściskające moją twarz.

- Tak bardzo Cię Kocham. - Udało mi się wyszeptać, przez ból i łzy. - Na Zawsze Kocham Cię Na Zawsze.

- Zawsze Sophia. - Obiecał, łzy wylewały się szybciej. - Czego potrzebujesz? Cokolwiek, miłość. Cokolwiek? - Powiedział całując mnie ponownie.

- Lista - Wydusiłam.

Zniknął na sekundę, aby zabrać listę ze stolika. Spojrzałam na poszarpany papier, który kontrolował moje życie przez ostatnie kilka miesięcy i która przyprowadziła mnie do Justina. Wszystko zrobiłam, uśmiechnęłam się.

- Zaznacz numer sto, proszę. - Szepnęłam do Justina.

Skinął głową i chwycił pióro, zaznaczając szybko, a następnie przekazał go mi.

Chwyciłam ją mocno i poczułam ponownie usta Justina. Nie mogłam uwierzyć że go zostawiam. Ścisnęłam moje dłonie na jego twarzy. - Przepraszam. Kocham Cię.

On tylko pokręcił głową z wciąż wylewającymi się łzami.

Oddaliłam się w ciemność od dźwięku głosu Justina.

***

O MÓJ BOŻE .....
 Płakałam tłumacząc to ;______:
Co myślicie?
  Kocham Was ♥ 
@luvv_biebs

8 komentarzy:

  1. O matko... Płaczę...
    Ale to jest wiadome, że nie umrze... *.*

    Boże, błagam dodaj szybko nn ! :)

    Kooocham Cię <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę, powiedz że to nie koniec , Nie to nie może być prawda .......

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG. powoedz mi ,że ona nie umiera. W następnym rozdziale będzie dobrze. Powiedz ,że jej choroba to tylko żart. ;cccc dziękuje ,świetne tłumaczenie <3 @BlueBelieber6

    OdpowiedzUsuń
  4. O BOŻE POWIEDZ ŻE ONA NIE UMRZE TO NIE MOŻE SIĘ TAK SKOŃCZYĆ,MATKO BOSKA TO OKROPNE JHJFJHJFHDJGH BOOOŻEEEEEEEE,CUDOWNE TŁUMACZENIE @HugForBiebs <3

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE, ONA NIE UMRZE!!! Proszę ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to, czekam na nową notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o boże jestem cała we łzach świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeryczałam całe opowiadanie, a jutro mam sprawdzian z biologii na który nic nie umiem a muszę mieć piątkę, bo inaczej mam jedynkę na koniec z biologii..

    OdpowiedzUsuń