wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 5

Moje oczy powoli otworzyły się na twarz śpiącego Justina. Uśmiechnęłam się, starając się za bardzo nie ruszać kiedy jego ramiona były owinięte wokół mnie, a ja nie chciałam go obudzić jeszcze. Potrzebowałam czasy na myślenie. Moje myśli powracają do tego momentu, kiedy trzy dni temu Justin znalazł moje lekarstwo.

Mocno przygryzłam wargę, jakbym się karała za to co zrobiłam. Ja go wręcz okłamałam, mówiąc mu że jest to lek na alergię. To sprawiło że czuję się nieco lepiej, wiedząc że on nie wierzył w to przez choćby chwilę.

On podszedł prosto do mnie po tym jak go okłamałam, dając mi buziaka w policzek i wyszeptał 'Możesz mi powiedzieć kiedy będziesz gotowa. A ja skinęłam głową, zdecydowanie zadowolona z jego odpowiedzi. Nigdy nie chciałam go okłamać, ale nie byłam jeszcze gotowa alby mu to powiedzieć. Nie byłam gotowa na to aby nas zrujnować, aby zrujnować nasze szczęście.

Z powrotem spojrzałam na jego twarz. Świecił w porannym słońcu, które świeciło przez okno naszego pokoju hotelowego. Nie mogłam się powstrzymać i podniosłam rękę i przycisnęłam ją delikatnie do jego policzka. Miękki uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy, a następnie szepnął z wciąż zamkniętymi oczami - Hey.

Uśmiechnęłam się - Hey.

Wyciągnął ramiona i przyciągnął mnie bliżej, chowając twarz w mojej szyi. - Jedziemy dzisiaj na balon.

To odwróciło mój uśmiech do jeszcze większego uśmiechu. Znaleźliśmy to gdzie były balony i zarezerwowaliśmy lot dwa dni wcześniej. - Jestem podekscytowana.

Skinął głową z uśmiechem w zagięciu mojej szyi. - Która godzina? - Zapytał, wcale nie brzmiąc jakby chciał wstawać.

Spojrzałam na zegarek a moje oczy się rozszerzyły. - Dziesiąta trzydzieści! O cholera Justin! - Zawołałam wydostając się z jego ramion i wyskakując z łóżka. - Musimy być tam za godzinę.

Pobiegłam do łazienki i usłyszałam jak Justin chichota na mnie z wnętrza sypialni. - Uspokój się Sophia. Mamy cały czas na świecie.

Westchnęłam na zdanie które Justin używał każdego razu, ostatnio. W końcu były tak boleśnie ironiczne.

Oboje wzięliśmy prysznic i byliśmy gotowi w ciągu dwudziestu minut, i mieliśmy już wychodzić kiedy ja zamarłam w drzwiach. Zapomniałam wziąć lekarstwo. Justin przeszedł trochę drogi korytarzem, zanim zdał sobie sprawę że nie było mnie obok niego, odwrócił się z pytającym wyrazem twarzy. - Co się stało, Soph?

Przygryzłam wargę i westchnęłam - Ja - zaczęłam, podnosząc rękę do miejsca za mną w pokoju. - Zapomniałam czegoś.

Jego twarz zmieniła się w zrozumienie zmieszane ze zdenerwowaniem. Skinął głową. - Idź i to zrób. Będę tu na Ciebie czekał.

Wróciłam do pokoju i poszłam prosto do łazienki. On powiedział 'Idź i to zrób' a nie 'Idź i to weź', dokładnie wiedział o czym zapomniałam. Westchnęłam kiedy skończyłam. Przynajmniej kiedy by się dowiedział, mogłoby to zbić go z tropu. To mogłoby być bardziej jak cios w brzuch, a nie uderzenie w twarz.

Zadbałam aby zabrać swoje rzeczy, a potem pobiegłam do Justina, bawiłam się naszymi rękoma kiedy szliśmy korytarzem do windy. on nic do mnie nie powiedział, on dał mi tylko delikatny pocałunek na mojej skroni.

Kiedy mijaliśmy recepcję, francuski mężczyzna którego imienia jeszcze się nie nauczyłam, powiedział. - Przepraszam panno Linde.

Zwróciłam się do niego z uśmiechem na twarzy. - Dzień dobry.

Uśmiechną się do mnie z powrotem. - Dzień dobry jak również Panienko. Muszę tylko poinformować, że pan Steven Linde dzwonił do hotelu. Powiedział że to pilne.

Westchnęłam. - Dziękuję, ale proszę nie brać więcej od niego żadnych wiadomości.

Skinął głową. - Nie ma problemu, panienko.

Byłam zła że Steven próbował wszystko zniszczyć. Doskonale wiedział to że tamto pożegnanie było ostatnie. Nie chciałam z nim rozmawiać, bez względu an to jak bardzo chciał abym wróciła do szpitala i zaczęła chemioterapię.

Justin i ja poszliśmy na zewnątrz i trwało to około dziesięć minut, daliśmy trochę dodatkowych pieniędzy taksówkarzowi w końcu postanowił podając się i zabrać nas trzydzieści minut drogi od miasta. Jazda była dość przyjemna w zagięciu ramienia Justina.

Kiedy zatrzymaliśmy się na dużym polu moje oczy się rozszerzyły. Wyszłam z taksówki aby to zobaczyć. To tak jakby ktoś zabrał całe szczęście ze świata, przekształcił je w kolory a następnie wszył go w materiał balonów.

Gigantyczne obiekty w żywych kolorach przerywały miękkie niebieskie niebo, wyglądając tak pięknie, nie mogłam uwierzyć że są prawdziwe. Z ich unoszeniem się w powietrzu nad wysokim polem trawy na który był wiejący wiatr, wydawało się bardziej że jest to tło pulpitu niż prawdziwe życie.

Nie mogłam oderwać od tego oczy, więc podniosłam rękę dopóki nie spotkała się z jakąś częścią Justina. - Czy ty to widzisz?

Usłyszałam jak zachichotał obok mnie. - Tak, a ty wyglądasz jak małe dziecko w sklepie ze słodyczami.

Skinęłam głową z uśmiechem, wciąż patrząc od balonu do balonu. - Tak się czuję.

Justin splótł moje palce z jego i zaczął mnie gdzieś ciągnąć. nie protestowałam, tak naprawdę mnie to nie obchodziło gdzie idziemy tak długo jak mogę patrzeć na balony na gorące powietrze. Poklepał mnie po ramieniu po chwili chodzenia. - Sophia, czy chcesz przez cały dzień się na nie patrzeć czy chcesz rzeczywiście się jednym przelecieć?

Oderwałam wzrok od nieba, aby zobaczyć o czym on mówi. Staliśmy na przeciwko z jego pięknymi oczami. Uśmiechnęłam się - O mój Boże jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo podekscytowana.

Justin uśmiechnął się i pociągnął mnie do kosza, który był mały w porównaniu z balonem, który unosił się nad nami. Oboje powiedzieliśmy nasze 'Bonjours' do mężczyzny, który miał sterować balonem.

- Gotowi? - On zapytał z silnym francuskim akcentem.

Uśmiechnęłam się i powiedziałam - Oui.

Justin uśmiechnął się do mnie. - Czy ktoś obraca francuski?

Uśmiechnęłam się - Nope, tylko uzupełniam moją listę to wszystko.

Właśnie wtedy balon zaczął startować, unosząc się nad ziemią. Moja rękę ścisnęła mocniej Justina kiedy w końcu przysunęłam się bliżej Justina, przytulając go jak ruszyliśmy w niebo, uśmiech przykleił mi się do twarzy jak lecieliśmy. Staliśmy w milczeniu gdy unosiliśmy się wyżej. Gdy lecieliśmy do przody bardziej niż w górę, przeniosłam się bardziej do krawędzi koszą ciągnąc Justina za sobą.

Żeby powiedzieć że to jest niesamowite to za mało. Nie tylko widziałam inne balony latające po niebie, ale widziałam też wszystkie bujnie zielone pola i jeziora które błyszczały w promieniach słońca. Krajobraz był oszałamiający.

Justin szepnął. - Druga najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałem.

Nie musiałam pytać, co było pierwsze bo już wiedziałam że chodziło o mnie. Nie potrzebuję schlebiać sobie przez to aby oświadczył to głośno. Ja po prostu bardziej go przytuliłam , spojrzałam na jego piękną twarz i powiedziałam. - Ditto (tak samo)

Patrzyliśmy w zdumieniu jak dryfowaliśmy przez obszary wsi i cały czas miałam to wspaniałe uczucie w brzuchu. To które masz kiedy jesteś naprawdę wysoko. Po chwili Justin mnie zapytał. - To jest na liście, prawda? - skinęłam głową. On kontynuował. - Dobry wybór, kochanie.

- Jeden z najlepszych wyborów jaki kiedykolwiek podjęłam. - powiedziałam - Ale nie sądzę, że chcę zrobić tu więcej niż dwie rzeczy. Chcę iść gdzieś indziej zrobić dwie, a potem mam tylko jedną zrobioną.

- Czy mam z Tobą zrobić pozostałe dwie? - Zapytał,  monotonnie, nie chcąc dopuścić do ucieczki emocjom przez swoje słowa. Być może dlatego że nie chce mieć wpływ na moją decyzję.

Skinęłam głową - Tak. to należy do Ciebie czy chcesz zrobić ze mną ostatnią rzecz.

- Chcę. - Powiedział szybko.

Pokręciłam głową - Zobaczymy.

Po kilku sekundach Justin znów się odezwał. - Jakie były inne rzeczy które tutaj zrobiłaś, inne niż to?

Przygryzłam wargę. - Jeszcze ich nie skończyłam. Musze nauczyć się dziesięć francuskich słów lub zwrotów. Musze nauczyć się jeszcze jednego i będę dobra.

Justin odwrócił mnie twarzą do niego, ciągnąc mnie i owinął ręce wokół ojej talii. - Mam jedno dla Ciebie.

Uśmiechnęłam się owijając ręce na jego szyi. - Jakie?

- J'adore te. - Wyszeptał a jego oczy wypełniły się szczerością.

Moje serce ogrzało się na jego słowa i zagroziło wylaniem łez z moich oczu ale trzymałam je, nie chcą wyglądać jak idiotka płacząc na to. To było przytłaczające ze względu na to ile razy myślałam o tym jak bardzo go kocham od Nowej Zelandii. To było również przerażające, bo wiedziałam, że jego serce się złamie kiedy powiem mu prawdę. Teraz on powiedział to głośno. Powiedział mi że mnie kocha. I nie było mowy że nie wypowiem tego z powrotem.

Połączyłam nasze usta a kiedy się oderwaliśmy, wyszeptałam - Też Cię Kocham.

Właśnie wtedy mężczyzna który sterował balonem odchrząknął przypominając że zapomniałam jego obecności wszystkich razem tutaj, w czasie kiedy tu byliśmy. Kiedy dostał nasza uwagę powiedział swoim akcentem. - Mamy pewne problemy i nie możemy wylądować w wyznaczonym czasie.

Justin zaśmiał się - To mogło przydarzyć się tylko nam.

- Uśmiechnęłam się - To nie jest problem. Za ile czasu wylądujemy?

On przewrócił oczami. - Musze coś naprawić i dostać pomocnika od kogoś przez telefon. To może być kilka godzin.

Ja tylko znalazłam jego zabawne chamstwa więc roześmiała się i ukryłam twarz w koszuli Justina. - bardzo szybko się tu znudzimy.

Czułam śmiech Justina i przesunął się na ziemię kosza i oparł się plecami o ścianę, ciągnąc mnie razem za nim. - Nie Sophia możemy rozmawiać.

Przeniosłam się i siedziałam obok niego moje nagie ramie dotykało jego zasłoniętego ramienia pod jego T-shirtem. - O czym panie Bieber?

Przechylił głowę i spojrzał na balon z uśmiechem na twarzy - O tym gdzie pojedziemy dalej?

naśladując jego działanie przechyliłam głowę do tyłu - Gdzie chcesz iść?

- Czy to nie jest Twój wybór? Musisz zrobić rzeczy z listy. Stwierdził, sprawy rzeczowo.

Pokręciłam głową. - Te dwie rzeczy są bardzo elastyczne*. Można je zrobić  w zasadzie na całym świecie.

Uśmiechnął się i odwrócił patrząc prosto na mnie. - Jakie on są?

Uśmiech rozprzestrzenił się na mojej twarzy, a ja patrzyłam w górę i położyłam ręce na materiale podobnym do słomy na którym siedzieliśmy. - Nie możesz się dowiedzieć dopóki ich nie zrobię.

Roześmiał się - Dalej Sophia. Chcę tylko wiedzieć jedną z nich.

Westchnęłam i odwróciłam się do niego - Dobra jedną. Tylko jedną. - Skinął głową z uśmiechem przyklejonym mocno na jego twarzy. Był naprawdę podekscytowany. Uśmiechnęłam się. - To nie jest ekscytujące.

- Nie obchodzi mnie to. Tylko powiedz mi co to jest.

Zaśmiałam się i wreszcie powiedziałam - Numer trzydzieści siedem: Pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu przez jedną noc.

Roześmiał się i skinął głową. - Masz rację, nie jest to takie ekscytujące.

Wywróciłam oczami i pchnęłam go w ramię. Wiedziałam że to nie będzie ekscytujące dla niego, ponieważ prawdopodobnie on cały czas zatrzymuje się w pięciogwiazdkowych hotelach. Ten przypadek jest jedyny kiedy myślałam o tym jak sławny i bogaty jest Justin. Przez cala podróż, nigdy nie pomyślałam o nom w ten sposób. On był po prostu Justinem który sprawił że się w nim zakochałam.

Wziął mnie za rękę i zaczął bawić się moimi palcami. - Sophia, z kąd masz wszystkie swoje pieniądze.

Najwyraźniej myślał o tym samym co ja, mając w głowie fortunę. - jakie pieniądze?

Spojrzał na mnie. - Latasz dookoła świata jak szalona. Robisz szalone rzeczy. Prawie stoo z nich. Trzeba mieć pieniądze aby to zrobić.

To miało coś rozpocząć, ale miałam zamiar powiedzieć mu prawdę. - Używam mojego czesnego z uczelni. Moi rodzice zachowali na moje całe życie.

Uniósł brwi. - oni pozwolili Ci to zrobić?

Gdyby tylko wiedział. Skinęłam głową. - Tak. Pozwolili mi to zrobić.

- Więc nie planujesz iść na studia potem? - Zapytał chwilę później.

Przygryzłam wargę i pokręciłam głową. - Nope. Powiedziałam kładąc nacisk na 'p'

Rzucił tym, prawdopodobnie zauważył, że nie chcę o tym rozmawiać. Po kilku sekundach niczego mężczyzna sterujący balonem brzęknął małym urządzeniem z którego wystrzelił ogień zaczęłam brzęczeć 'Waiting on the world to change' by John Mayer. Nie wiem dlaczego ale wydawało się jakby właściwie dryfował wokół zielonego i niebieskiego.

Justin uśmiechnął się do mnie i zaczął nucić ze mną. My teraz próbowaliśmy się jak najlepiej sharmonizować. Justin nagle wstał i pociągnął mnie za nim i trzymał mnie do niego w 'jak do walca' pozycji. Śmiałam się gdy zaczął nucić głośniej i prowadził mnie wokół małego kosza balonem, kręciliśmy się wokół człowieka sterującego balonem na którego twarzy widoczne było niezadowolenie na nasz mały pokaz.

Kiedy prawie się potknęłam gdy Justin próbował mną kręcić, mężczyzna sterujący balonem odchrząknął w sposób najbardziej zirytowany, co spowodowało że Justin i ja przestaliśmy tańczyć ale wybuchnęliśmy śmiechem. Mężczyzna spojrzał na nas i powiedział głosem przepełnionym z frustracji z jego akcentem. Jestem prawie gotowy. Będziemy za dwie minuty.

Justin próbował się uspokoić i odpowiedzieć. - Tak proszę pana. - ale ledwo się tego pozbył zanim ponownie wybuchnął śmiechem. próbowałam powstrzymać śmiech z mojej strony, ale to nie miało sensu. nasze zachowanie prawdopodobnie ma coś wspólnego z tym na jak długo utknęliśmy na tym balonie.

jak tylko balon dotknął ziemi, mężczyzna prychnął i wyskoczył, odchodząc ze spuszczonymi ramionami, wciąż zdenerwowany spędzaniem czasu tam z nami. Nie możemy mieścić w sobie tego w najmniejszym stopniu. Cała postać tego mężczyzny była zabawna.

Wszystkie pozostałe balony były przybijane i przywiązywane przez duże zespoły ludzi. Ognia już nie było, ale ja tego nie chciałam. Z grymasem odwróciła się do Justina. Uśmiechnął się i dotknął moją dolną wargę kciukiem. - Kiedyś możemy iść do innego, dobrze? - Sposób w jaki to powiedział. Jakby nie mógł się doczekać, żeby tam wrócić. On miał plany dla nas.

Przygryzłam wargę. - Nie, nie możemy.

Jego brwi się zgniotły. - Soph. Przestań taka być. Możemy.

To było niesprawiedliwe. To było straszne, co dla niego robiłam. Dałam mu nadzieję i marzenia. Mógł myśleć o przeprowadzeniu się razem, wzięcie ślubu i abyśmy mieli przygody. Pozwoliłam mu na to aby myślał że jest dobrze, a tak nie było.

Co zrobiłam było złe, wiedziałam to już od kiedy pozwoliłam mu lecieć ze mną do Nowej Zelandii, ale mój egoizm zatrzymał mnie od zrobienia tego co było w porządku.

Plany uległy zmianie. Justin dzisiaj zdecyduje czy chce to ze mną kontynuować czy nie. Chciałam być dla niego fair. Wyciągnęłam rękę i odchrząknęłam, ponieważ mogłam już poczuć łzy budujące się do usłyszenia ich w moim głosie. - Musimy porozmawiać, kiedy wrócimy do hotelu.

Spojrzał nieufnie ale skinął głową. Wezwaliśmy taksówkę. Jazda z powrotem do hotelu była dziwna. Mogę powiedzieć że prawie napięta. Napięta dla Justina bo nie wiedział co się stanie. napięta dla mnie bo nie wiedziałam co się wydarzy.

Justin przyciągnął mnie bliżej w windzie jadącej do naszego pokoju i umieścił delikatny pocałunek na mojej skroni. To prawie sprawiło że nie chcę iść z tym. Zachować nasze szczęście. Ale potem pomyślałam o Justinie. Tylko o nim myślałam. Nie chciałam przedłużać. Nie chciałam aby mógł być bardziej zraniony.

Kiedy weszliśmy a Justin zamknął drzwi, usiadłam na skraju łózka i powiedziałam słowa tak szybko że nie mogłam się już wycofać. - Jestem chora.

Justin pozostał na środku pokoju nie ruszając się, aby przejść do kanapy albo żeby usiąść obok mnie. jego twarz była poważna. Skinął głową. - Stwierdzam że to za dużo, Soph.

Odchrząknęłam, ale gdy mówiłam było w stanie usłyszeć łzy budujące się w moim głosie. - Mam raka.

To przeniosło go. Jego usta utworzyły się w literkę 'O', przeniósł się szybko do mnie, rzucając się na kolana i biorąc moja twarz w dłonie. - Co? - Ledwo wyszeptał.

Skinęłam głową ze łzami w oczach ale udało mi się wykrztusić. - Białaczka.

- O mój Boże. - Wyszeptał, po prostu patrząc w moje oczy, jedyne emocje jakie maił to był kompletny szok. - Dlaczego tu jesteś? Szpital. Musimy iść do szpitala. - Powiedział ciągnąc mnie za nogi w kierunku drzwi.

Pokręciłam głową odpychając jego ręce. - Nie, Justin. On już nie mogą mi pomóc.

Odwrócił się do mnie z uniesionymi brwiami, a jego oczy błyszczały. - Co masz na myśli? Oni mogą pomóc, Sophia. - Powiedział, ale jego głos drżał.

Pokręciłam głową. - Powiedzieli że chemioterapia nie będzie działać Justin, nie po raz drugi. - Musiał zrozumieć.

Potrząsnął głową. - Co? Co ty mówisz?

Łzy już wylewały się z moich oczu. - Zostały mi tylko dwa tygodnie, Justin. Ja umieram.

Potrząsnął głową z ciężkimi oczami. - Nie, nie. Ty nie umrzesz. - Powiedział stanowczo, powiedział tak wiarygodnie, jakby to było prawdziwe. Nie chcę umierać jeśli on powiedział że nie mam. Gdy mógł tak zrobić. Uratuj mnie.

Chwyciłam jego twarz i spojrzałam mu w oczy. - Przepraszam, Justin. Przepraszam że Ci nie powiedziałam.

On nadal kręcił głową. był w szoku czy coś. Cofnął się ode mnie i chodził w tą i z powrotem. Próbował przestać płakać. - Ty umrzesz? - Zapytał zupełnie nie wierząc. Ja tylko skinęłam głową, łzy wylewały się nieubłaganie. Jego brwi się zgniotły i wypuścił długi wydech, gdy nadal chodził tam i z powrotem. - Umierasz.

nie wiedziałam co mam zrobić. Czy mam iść i go przytulic lub czy go pocałować. Wydawał się taki zmartwiony, jakby nie miał pojęcia co ma zrobić.

Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Zapytał bez tchu, mrużąc oczy z ustami w grymasie.

Ja tylko potrząsnęłam głową - chciałam żeby to trwało trochę dłużej.

Westchnął i nadal chodził jego oddech był ciężki. Nagle powiedział.- Nie mogę. Nie mogę tu zostać. - I poszedł do drzwi i wyszedł zatrzaskując je za sobą.

Upadłam na podłogę szlochając. Miał wrócić. Minęło prawie dziesięć sekund zanim Justin wpadł z powrotem do pomieszczenia. Spojrzałam w górę. Moje łzy zwalniały nieznacznie. - Prawie dotarłem do końca korytarza.

Czknęłam - To daleko?

Podszedł i mnie podniósł, łącząc nasz usta. Byliśmy potrzebujący, zdesperowani, kiedy moje nogi były owinięte dookoła jego tali. - Kocham Cię - Powiedział i w kilka sekund odsunął się.

- Tak bardzo Cię Kocham. Dyszałam kiedy miałam szansę

Justin oparł moimi plecami o ścianę. - Nie opuszczaj mnie. - Powiedział, a jego głos się załamał zanim jego usta ponownie znalazły moje.

Łzy spadały z moich oczu a jedyna odpowiedzią jaką mogłam mu dać było - Przepraszam.

- Sophia - Wyszeptał ale jego głos się ponownie załamał. Nie chwilę później łzy zaczęły wylewać się z jego oczu. Myślałam że mam złamane serce, przysięgam słyszałam pęknięcie, ale zaczęłam myśleć o wszystkim co zawsze mnie rani; nawet cztery rundy chemioterapii, już nigdy nie chciałam zobaczyć płaczącego Justina.

Ból był niezmierny a ja tylko chciałam to zatrzymać. Chwyciłam jego twarz i rozpaczliwie chciałam scałować łzy, ale one stale się wylewały, nie mogłam nic zrobić ale mogłam do niego mówić.

- Justin, tak mi przykro. - To była jedyna rzecz, którą mogłam zdobyć. Jedyne słowa który mogły wydobyć się z moich ust. Było mi bardzo przykro. Przykro mi że pozwoliłam mu się tak przywiązać że tak go skrzywdziłam. Przykro że goniłam go przez drzwi w Nowej Zelandii bo byłam egoistką. Przykro mi że go kocham i że mogłam pozwolić sobie aby go opuścić. Przykro mi że nie pozwoliłam mu odejść, dopóki nie byłam wystarczająco silna żeby utrzymać to na dłużej.

- Szkoda że ie powiedziałaś mi wcześniej. - wyszeptał a jego łzy spowolniły tak że teraz wylatywały z jego zaczerwienionych oczu co kilka sekund.

Skinęłam głową. - Mógłbyś mnie zostawić. Wiem. Przepraszam. - Mój głos był zalany łzami.

Justin potrząsnął głową i przyciągnął mnie bliżej. - Więc chciałbym to wiedzieć abym mógł Cię trzymać trochę mocniej. Żeby Cię całować częściej. - On szeptał a kiedy łza wypłynęła z jego oka, poczułam ją na swojej twarzy. - Powiedzieć że Cię kocham trochę wcześniej. To dlatego Sophia. Powinnaś powiedzieć mi wcześniej abym mógł cieszyć się chwilą puki trwa.

Łzy spływały mi po twarzy, gdy owinęłam ręce wokół szyi Justina i trzymałam go tak blisko jak to fizycznie było możliwe, gdy trzymałam go na tyle mocno, by zatrzymać mnie przed spaniem.

Nie chcę umierać. Już nie.
 __

* chodzi o to że nie musi zrobić tego akurat we Francji.

***

Nie mogę powstrzymać łez ..
Nie wiem co tu napisać ..

 Emm dziękuje za liczbę wyświetleń i za wszystkie komentarze ;)
Dziękuję wszystkim osobą które to czytają #muchlove
  Kocham Was ♥
@luvv_biebs

5 komentarzy:

  1. To opowiadanie jest cudowne. Naprawdę,a Ty je świetnie tlumaczysz. A ten rozdział.Normalnie brak słów. Jest tak emocjonujący. mam nadzieję,że zdarzy się jakiś cud i ona nie umrze<3. Justin jest tutaj taki słodki *___*. To tłumaczenie jeat niesamowite,a wpadłam tu przez przypadek i nie żałuję. Jesteś cudowna. Świetnie tłumaczysz. Dziękuje<3 @BlueBelieber6

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże ten rozdział byl taki szczęśliwy a teraz taki smutny ;c Ale wydaje mi sie żę jej brat ma coś ważnego z jej rakiem huuuh niech ona wyzdrowieje @HugForBiebs

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże tak bardzo piękne! WERA RYCZE ;_; NOOOO! Sophia nie umierasz, suyszysz?! @Danger_Loverr

    OdpowiedzUsuń
  4. normalnie się popłakałam.. jezu czemu to musi byc takie fajne? nie moge się doczekać na nastepny rozdział. mam nadzieje że będzie wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
  5. płaczę ;c świetne tłumaczenie ♥ informuj @heeeart_breaker

    OdpowiedzUsuń