poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 4

Jego załzawione oczy. Nigdy wcześniej nie widziałam aby mój brat płakał. Nie płakał smutnymi łzami kiedy zdiagnozowano u mnie raka w wieku czternastu lat. Nie płakał szczęśliwymi łzami, kiedy doszło do ustąpienia w wieku piętnastu lat. Nie płakał kiedy to nawróciło w zeszłym miesiącu. Ale płacze teraz.

Steven płakał kiedy mu powiedziałam 'żegnaj', ponieważ było to ostatnie pożegnanie. Poprosiłam moich rodziców aby nie płakali, więc tego nie robili, ale nawet przez chwilę nie pomyślałam aby zapytać mojego brata. Steven nigdy nie płacze. Aż do teraz.

Mówi mi abym poszła do szpitala, że bywam głupia, ale powiedziałam mu że spędziłam tam zbyt dużo czasu, nawet jak myślę o tych białych ścianach to robi mi się nie dobrze. On płacze trochę więcej i mówi że jestem chora, że muszę tam iść bo jestem chora.

Nie sądzę że Steven płakał wcześniej, ponieważ zawsze wierzył że będę żyć, ale teraz kiedy powiedziałam mu że nie zamierzam już więcej próbować, płacze. On płacze ponieważ ja umrę, ale on nie chce.

To sprawia że chcę spróbować i walczyć ponownie, ale lekarze mówią że jest to mało prawdopodobne że chemioterapia zadziała za drugim razem.

Podeszłam do Steven i przytuliłam go. On przytulił mnie tak mocno jak nigdy, a ja płaczę. Płaczę, bo to ostatnie pożegnanie. Płaczę dopóki nie dotrę na lotnisko, ale kiedy dostanę się do samolotu, przestanę.

Ta podróż jest o szczęściu, o moim ostatnim szczęściu. Więc przestaję.



Powoli wróciłam do świadomości jak mój powracający sen się zakończył. Począwszy od tego momentu, kiedy wyjechałam, marzyłam o tym. Zamknęłam oczy miejąc nadzieję że znów zasnę i odpocznę. Ale potem zaczęłam myśleć o mojej obecnej sytuacji i nie mogłam.

Poczułam palce dotykające mnie w policzek, miękkie jak szept, a następnie miękki pocałunek w tym samym miejscu. - Proszę, przestań myśleć, Soph. - Musiał zauważyć moje brwi składające się z frustracji.

W tym momencie, moje myśli powinny być już wypełnione corrosantami, wieża Eiffel'a, i tym dlaczego frytki francuskie były nazwane 'francuskimi' skoro nawet nie są z Francji.

Ale nie myślałam o tym, myślałam o akcie skrajnego egoizmu który popełniłam wypadając przez drzwi lobby w New Zealand. Nazywa się Justin jak miał już dostać się do taksówki i kiedy odwrócił się do mnie, pocałowałam go wszystkim co miałam i wyszeptałam.  - Zostań ze mną.

W tej chwili myślę tylko o całym bólu emocjonalnym od konieczności opuszczenia go. Myślałam tylko o tym jak jest z nim być, sprawi mnie niezmiernie szczęśliwą przez następnym miesiąc. Myślałam o tym jak mogę być w nim zakochana.

Ale nie przez chwilę kiedy podbiegłam do niego, myślałam o tym jaki będzie załamany kiedy było już po wszystkim. Jak będę musiała oglądać ten sam wygląd co Steven jak wychodziłam, odzwierciedlone do Justina. To była jedna myśl o której mogłam myśleć. To była jedna myśl która roiła się w mojej głowie kiedy siedziałam w siedzeniach tej pierwszej klasy.

Odwróciłam głowę i powoli otworzyłam oczy do pięknej twarzy Justina zaraz obok mojej. Jego twarz była ustawiona w grymas, a jego brwi wygięte. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego ust. - Gdybyś wiedział to co ja wiem zrozumiał byś.

- Więc mi powiedź. - Powiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Pokręciłam głową. - Nie mogę. To jest to co mnie przeraża. Nie możesz wiedzieć.

Przeniósł rękę w dół moich pleców do odpoczynku w dolnej części i zaczął rysować okręgi. - Nie bój się, Soph. Niczego się nie bój.

Przygryzłam wargę. - Staram się nie chce się bać lub być smutna kiedy jestem z Tobą. Ponieważ muszę-

- Cieszyć się chwilą póki trwa. - Skończył z uśmiechem. Przechylił głowę na bok. - Czy ty zawsze umieszczasz datę ważności na wszystko, Sophia? To właśnie nie dlatego nasz związek jest specjalny w ten sposób?

Westchnęłam głęboko i odwróciłam się że byłam twarzą do niego. - Justin, założyłam że wszystko ma datę ważności. Wszystko dobiega końca. To dlatego mam to całe mentalne 'Ciesz się chwilą póki trwa'.

Wzruszył ramionami i przyciągnął mnie bliżej. - Okay, więc to oznacz że musisz przestać się dąsać, prawda? Teraz jedziemy do Francji, a jeśli masz zamiar korzystać z lotu samolotem, musisz się tym ekscytować.

Uśmiechnęłam się łagodnie. - Czy możemy najpierw iść na wierze Eiffla? - powiedziłam bawiąc się zaciśniętymi palcami jego prawej ręki.

- Czy to jest to co jest na twojej liście? - Zapytał.

Pokręciłam głową. - Nie, ale naprawdę chcę tam iść.

- To dlaczego nie ma tego na liście? - Zapytał zdezorientowany?

Przygryzłam wargę, mój uśmiech się rozszerzył. - To żenujące.

Zaśmiał się cicho. - Powiedź mi.

Westchnęłam z małym uśmiechem. - Cóż, kiedy pisałam listę, czułam jakby wieża Eiffla była miejscem romansu, a ja nie planowałam bycia z kimś romantycznie, więc nie chciałam iść.

Roześmiał się szczerze. - Och, więc teraz masz mnie, nie będziesz wyglądać jak przegrana na wieży Eiffla. Czy to znaczy że mnie wykorzystujesz, Sophia Linde?

Wywróciłam oczami na to absurdalne oskarżenie. - Masz to wszystko źle panie Bieber. Nie obchodzą mnie pozory. Z Tobą nie będę czuć się jak przegrany. - Powiedziałam kładąc delikatny nacisk na 'czuć' a następnie kontynuowałam. - I możemy się całować i takie tam jak w filmie.

Poruszył brwiami. - Takie tam? Co to jest 'takie tam' Soph?

Rzuciłam głowę do tyłu i się roześmiałam, równie zażenowana i rozbawiona jego insynuacjami.

- Cokolwiek, trzymanie się za ręce - zatrzymałam się i zaśmiałam - .. takie tam!

Śmiał się ze mną. - Teraz a pewno najpierw pójdziemy na wieżę Eiffla, więc będę mógł się dowiedzieć co to 'takie tam' jest na prwadę.

Wywróciłam oczami z uśmiechem i powiedziałam - Nie miej nadziei na nic specjalnego.

On tylko się uśmiechną i dał mi delikatny pocałunek w usta.

Patrzyłam przez okno około dziesięciu minut przed lądowaniem, a moje ciało nagle chwyciło się w agonii. To było tak jakby moje wszystkie mięśnie się skurczyły, a kiedy próbowałam je przenieść, byłam karana najostrzejszym bólem protestujących mięśni. Nie mogłam nic zrobić i ciężko oddychałam z bólu, a Justin rzucił się do mnie, jego brwi złączone w nie pokoju?

- Sophia, co się dzieje? - zapytał.

Uśmiechnięcie się bolało ale udało mi się to zrobić, uśmiechnęłam się. - Zesztywniałąm o tego długiego siedzenia. Nie martw się.

 - Jesteś pewna? - Powiedział z niedowierzaniem.

Skinęłam głową. - Dzieje się to ze mną przez cały czas.

Siedziałam w bólu przez około pięć minut zanim to minęło. Wszystko było w porządku, ponownie. To buły pigułki, oni je właśnie testowali kiedy mi je dawali, więc miały dużo skutków ubocznych. Musiałam praktycznie błagać lekarza aby pozwolił mi je mieć.

Wylądowaliśmy we Francji, a cała atmosfera była całkowicie beztroska. Bardzo mi się podobało. Ochrona nie była nawet w połowie tak uciążliwa jak w Ameryce czy Nowej Zelandii, tutaj wydawali się o wiele bardziej wyluzowani.

Nauczyłam się 'Bonjour' jak przeszliśmy, gdyż więcej niż dziesięć osób wypowiedziało do nas to słowo kiedy szliśmy przez lotnisko.

Wskoczyliśmy do taksówki i jedyne co mogliśmy powiedzieć do kierowcy był nazwa naszego hotelu. Raz kiedy byliśmy w drodze Justin się zaśmiał. - Kiedy pisałaś listę czy kiedykolwiek zatrzymałaś się i pomyślałaś że w ogóle nie znasz francuskiego?

Uśmiechnęłam się. - Tak, dużo naprawdę. To jest powód dla którego tu jestem.

Uniósł brwi. - Nie można nauczyć się całego języka w miesiąc.

Wywróciłam oczami z uśmiechem. - Nie całego języka.

- Co potem?

- Powiem Ci kiedy to zrobię. - Powiedziałam. Skinął głową, nie odepchnął mnie. On nigdy mnie nie odepchnął.

Dotarliśmy do hotelu i było miło. Był czterogwiazdkowy. Podłogi były z marmuru i ludzie chodzili w okolicy na nich w piętach projektantów w holu gdy weszliśmy. Po drodze poznałam także słowo 'merci'. Udaliśmy się prosto do recepcji, Justin uśmiechnął się do siedzącego tam mężczyzny. - Pokój na Linde.

Brwi mężczyzny natychmiast się złączyły, ukazując że nie zrozumiał ani słowa które powiedział Justin. Oczyściłam gardło i powiedziałam powoli. - Pokój - Zwróciła się i zasygnalizowałam gdzie pokoje powinny być - Dla Linde - powiedziałam pokzując na siebie.

Mężczyzna wzruszył ramionami, brwi cały czas uniesione w zakłopotaniu. Justin westchnął - Pokój. Gdzie się śpi. - Mówił powoli, kładąc ręce przy głowie i chrapał.

Uśmiechnęłam się na to co robił i zaskakująco człowiek w recepcji się roześmiał. Uśmiechnęłam się do niego. - Czy jest tu ktoś kto mówi tutaj po angielsku?

Skinął głową wciąż się śmiejąc. - Tak ja. - powiedział z francuskim akcentem - To było zabawne.

Zachichotałam lekko pod nosem na jego poczucie humoru. - Dobrze. - Powiedziałam z uśmiechem.

Justin chichotał obok mnie. - Musisz się tak bawić z każdym turysta z Ameryki, który tutaj przyjeżdża.

Mężczyzna znów się roześmiał. - Tak. Powinieneś zobaczyć to jak próbują mówić po francusku. - Wykrzyknął - To jest najzabawniejsze co widziałem w swoim całym życiu.

Uśmiechnęłam się do beztroskiej postawy. - Założę się. Ale poważnie, pokój dla Linde.

Uśmiechną się do mnie z powrotem. - Tu jest klucz. - Powiedział schylając się i sprawdzając mały srebrny klucz z zieloną przypinką, na której pisze 'pokój 124'

Justin uśmiechnął się do niego uprzejmie. - Dziękuję.

- Nie ma problemu. Jeśli coś potrzebujecie, po prostu przyjdźcie i zapytajcie.

Kiedy tylko weszliśmy do pokoju, a Justin postawił bagaż na łóżku, powiedziałam. - Wieża Eiffla?

Zaśmiał się i odwrócił do mnie. - My nawet nie jesteśmy to godzinę

Uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie. - Tak jesteśmy. Jesteśmy tu przez godzinę i piętnaście minut, a my nie jesteśmy jeszcze na wieży Eiffl'a . Musi być coś złego z tym.

Podszedł i usiadł obok mnie nasze ramiona się dotykają. - Co jeśli to nie będzie tak spektakularne jak miałaś nadzieję?

Przygryzłam wargę. - To było podlizanie, ale wątpię że widok Paryża z góry może być rozczarowujący.

Uśmiechnął się lekko. - Masz rację, prawdopodobnie nie będzie. Ale widząc że tylko ja czuję że jestem jedynym rozsądnym, dlaczego nie możemy wziąć oboje prysznicu, dostać czegoś do jedzenia, a potem iść na wieżę.

Rozważałam jego plan, podchodząc do okna i patrząc na niebo i Paryż. Niebo wkrótce ściemnieje. - Co ty na to abyśmy wzięli prysznice i kupili coś po drodze, więc możemy złapać słońce?

Roześmiał się i dołączył do mnie do okna. - Jesteś bardzo do tej romantycznej rzeczy tak nagle.

Wzruszyłam ramionami. - Jesteśmy w mieście romansu, nie?

Uśmiechnął się lekko. - A ty cieszysz się chwilą póki trwa, nie? - Mój uśmiech nieco opadł, bo zdałam sobie sprawę, że to jest to co dokładnie robię. Skinęłam głową. On odsunął kosmyk moich włosów za ucho i wyszeptał. - Więc to jest zakończenie we Francji, czy będziemy mieć powtórki z New Zealand?

Oczyściłam gardło, ponieważ nie chcę aby usłyszał niepewność w moim głosie. - Myślę że będziemy musieli zobaczyć, no nie?

Po tym Justin westchnął i poszedł wziąć prysznic, a ja czułam się źle że nie mam dla niego odpowiedzi. Czy to się zakończy we Francji? nie mogłam się zdecydować. To musiałaby być pośpieszna decyzja, na koniec, czy chciałabym go zostawić go zachować.  Jeśli będę samolubna i zabiorę go ze mną do Grecji, lub będę bezinteresowna i pozwolę mu wrócić do Atlanty.

Byłam prawie gotowa dając sobie zastrzyk kiedy Justin zawołał że taksówka już jest. Szybko skończyłam i wybiegłam do niego, a następnie będziemy na wieży.

Słońce było gotowe zajść, a my siedzieliśmy w taksówce, niecierpliwie. ja byłam naprawdę zniecierpliwiona jedna z nóg podskakiwała, wpatrując się w przednią szybę, a my jechaliśmy tak szybko jak to możliwe.

Justin roześmiał się i położył dłoń na moim podskakującym kolanie. Dał mi buziaka w policzek, dając do zrozumienia że mam się uspokoić. - Zdążymy przed zachodem słońca, Soph, wyluzuj.

Przygryzłam wargę i odwróciłam się do niego. - A co jeśli nie?

Zaśmiał się. - Wtedy pójdziemy jutro. Mamy cały czas na świecie. - Miałam zaprotestować, kiedy uniósł brwi i powiedział. - Mamy cały czas na świecie, Sophia. Jedziemy zobaczyć zachód słońca z wieży Eiffla, nieważne czy zrobimy to dzisiaj, jutro w przyszłym tygodniu czy za rok od teraz. Jedziemy to zobaczyć, w porządku?

Skinęłam głową chociaż wiedziałam jak bardzo zły on był. Pozostało nam około trzech tygodni. Chciałam mu powiedzieć wkrótce, więc mógłby zdecydować. Jeśli należało by to do mnie, chciałabym mieć go przy sobie aż do momentu w którym moja dusza by odeszła, teraz zrealizowany. nie było wyboru kiedy to do mnie doszło. Musze dać mu wybór.

Ale nie teraz. nie zrujnuje naszego szczęścia właśnie teraz. Będę czekać aż ja będę jechać do Grecji, a on będzie mógł zdecydować.

Dotarliśmy do wieży Eiffla, kiedy słońce było już obniżone na niebie i stawało się płonąco pomarańczowe. Chwyciłam rękę Justina i on zaśmiał się, kiedy ciągnęłam go przez rozrzuconych ludzi wokół podstawy wieży.

Weszliśmy do szklanej windy i westchnęłam z ulgą jak drzwi cicho się zamknęły. Justin odwrócił się do mnie i objął mnie w talii. - Słońce zachodzi, zrobiliśmy to. Zadowolona?

Skinęłam głową i pocałowałam go lekko w usta. - Bardzo.

- Dobrze. - Uśmiechnął się i przyciągnął mnie bliżej.

Jazda windą trwała około dwóch minut, a kiedy dotarliśmy do wysokiego balkonu, który był tak blisko szczytu, jak mogliśmy się dostać, moje serce waliło szybciej w mojej piersi.

Słońce płonące pomarańczowo zmieszane z głęboką czerwienią i kolorami widocznymi na mieście dające mu najpiękniejszy blask. Spojrzałam na Justina, jego oczy były pełne tej samej ilości podziwu, tak samo jak moje.

Szliśmy ramie w ramie do krawędzi, mijając inne pary, jak i rodziny po drodze. Ale w sercu czułam się tak jakbym była tylko ja i Justin. Zwłaszcza kiedy oparł się o balustradę i Justin objął mnie w talii i oparł głowę na moim ramieniu.

Byliśmy jedyni tam, jak jego usta pocałowały moje ucho i powiedział. - Masz rację to nie zawodzi.

Powoli skinęłam głową wciąż w szoku od pięknych scen widniejących przede mną. Słońce zachodziło szybko i widziałam że niektóre światła w okół miasta zostały wyłączone. Wkrótce noc naszła nad miastem jak koc, a to wciąż świeciło. Nie mogłam się zdecydować,  co było piękniejsze zachód słońca czy noc.

Zaczęło się gdy światła z wieży Eiffla nagle zapaliły się a cała konstrukcja zapaliła się na żółto. Justin zaśmiał się lekko na to jak łatwo można mnie zaskoczyć i dał mi buziaka w policzek aby sprawdzić że się uspokoiłam.

Nie rozmawialiśmy dużo w trakcie naszego pobytu na wieży, bo nie mogliśmy. Wszystko co robiliśmy to patrzenie razem z niedowierzaniem.

Żołądek Justina zawarczał co przeniosło mnie z mojego oszołomienia. Zaśmiałam się. - Zapomnieliśmy kupić coś do jedzenia, nie?

Pokiwał głową ze śmiechem. - Tak ale jest dobrze, Soph. Możemy pobyć tu dłużej.

Pokręciłam głową. Na wzmiankę o żywności, zdałam sobie sprawę jak głodna byłam. - Nie. Jest dobrze Justin. Byliśmy tu przez ponad godzinę. Jestem głodna, chodźmy.

Kiedy ramiona Justina odwinęły się z mojej talii, czułam się naga, jakby część mnie znikła, ponieważ jak długo jego ręce tam spoczywały. Chwyciłam jego rękę jako zastępstwo.


Poszliśmy do małej kawiarni, w pobliży wieży i zamówiliśmy kanapki. Justin zamówił die litrowe butelki wody. Powiedział że nie pił nic od kiedy wylądowaliśmy, a ja pokręciłam na niego głową z uśmiechem.

Kiedy złożyliśmy nasze zamówienie poszliśmy do stolika z tyłu. - Co chcesz robić jutro?

Przygryzłam wargę. - Przejażdżka balonem.

Justin roześmiał się na kilka sekund widząc moją poważną minę. jego śmiech ucichł do małego chichotu. - Zgaduje że nie powinienem być zaskoczony, że nie żartujesz, powinienem?

Zmarszczyłam nos i potrząsnęłam głową. - latam po całym świecie w losowych momentach i nie przypadkowych rzeczach. Rzadko dziecięcych dziwnych rzeczach.

Justin uśmiechnął się. - Uczę się tego. Więc gdzie na świcie mamy zamiar znaleźć balon?

Uśmiechnęłam się. - Zaznaczymy krzyżem kiedy się do niego dostaniemy. - W tym momencie przyszła kelnerka z naszymi kanapkami. Ja tylko skończyłam mówiąc 'merci' zadzwonił mój telefon. Moje brwi natychmiast się uniosły, ponieważ nikt nie powinien mieć mojego numeru z wyjątkiem Justina. Używałam go tylko do połączeń rezerwacyjnych i takich tam. Poza tym nie mam żadnego powody do kontaktowania się z kimś.

Justin patrzył na mnie zdezorientowany, ponieważ on nie wiedział dlaczego to zostało tak zamierzone i nie odebrałam mojego telefonu. - Czy masz zamiar to odebrać?

Wróciłam z powrotem do rzeczywistości i skinęła głową z nieśmiałym uśmiechem a następnie kliknęłam na zielony przycisk na moim telefonie. - Hallo?

- Sophia !? Mój boże! To ty! Nawet nie wiesz jak dobrze jest słyszeć twój głos.

Moje serce zamarło ja lód w mojej piersi, a ja czułam się że zaraz zemdleję. Powiedziałam pod nosem. - Steven.

- Tak. Sophia, musisz mnie wysłuchać.

- Nie. - Powiedziałam. Odcinając go od jakichkolwiek argumentów jakie miał zamiar mi powiedzieć.

- Soph. Musisz iść teraz do szpitala. Ty --

- Steven. - powiedziałam przerywając mu. Mój głos był zdyszany, kiedy wypowiedziałam następujące słowa. - Dlaczego to robisz? - czułam łzy napływające do moich oczu. Spojrzałam na Justina na ułamek sekundy, a on napił się jego wody patrząc na mnie z zakłopotaniem.

- Soph, nie, musisz mnie wysłuchać.  -Steven powiedział, próbując jeszcze raz.

- Steven pożegnaliśmy się. Próbowałeś już, pożegnaliśmy się. nigdy tego nie chciałam. Chciałam tylko ostatniego pożegnania. Nie miałeś do mnie dzwonić ani nic. Nikt z was. - Powiedziałam, pilnie, spokojnie mając nadzieję że Justin nie usłyszał żadnego słowa które powiedziałam.

- Żegnaj Steven. - Powiedziałam kończąc rozmowę. na nowo chciało mi się płakać. płytko oddychałam, ale uspokoiłam się aby nie alarmować Justina.

- Były chłopak? - Zapytał, a kiedy spojrzałam na niego, jego brwi drgnęły.

Miałam mu powiedzieć kiedy mój telefon znów zadzwonił, westchnęłam zanim nacisnęłam 'zignoruj' i wyłączyłam telefon.Musiałam zdobyć nowy numer, zanim opuszczę Francję. Ponownie zwracając uwagę na Justina potrząsnęłam głową. - Brat.

Justin nie naciskał na więcej informacji, jak wiedziałam że tego nie zrobi, a my w zasadzie jedliśmy w milczeniu. Nie mówiłam ponieważ nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Mój bart zadzwonił do mnie, choć znał bardzo dobrze okoliczności. A Justin nie powiedział nic ponieważ ja nic nie mówiłam.

Gdy skończyliśmy poszliśmy na zewnątrz, chcąc iść z powrotem do hotelu, ale kiedy szliśmy w dół ulicy Justin powiedział. - Chciałbym iść jeśli nie chciałoby mi się siku tak bardzo. Soph, możemy wziąć taksówkę?

Śmiałam się z jego napiętej ekspresji. - Dlaczego nie pójdziesz do restauracji?

- Nie chciałem wtedy. - on powiedział z westchnieniem jak pięciolatek.

Sytuacja była dla mnie tak zabawna i zamówiłam taksówkę. - Nie powinieneś pić tak dużo wody. - powiedziałam z rozbawionym uśmiechem.

Wzruszył ramionami uśmiechając się do mnie.  -Byłem spragniony.

W drodze powrotnej do hotelu, przyszła kolej na Justina aby odbijał nogą przez cała trasę, a ja śmiałam się z ironią całej sytuacji. jak tylko dotarliśmy do hotelu, Justin pobiegł do windy i zaczął naciskać przycisk. Poszłam za nim, śmiałam się jak szłam wysyłając falę do faceta w recepcji, którego imienia musiałam się jeszcze nauczyć.

Justin podskakiwał z nogi na nogę kiedy czekaliśmy na windę, aby dostać się na nasze piętro. - czy chłopcy nie mogą zrobić wszędzie siku? - Zapytałam wciąż rozbawiona.

Posłał mi wygląd z niedowierzaniem. - Nie jestem taki że mam zamiar ściągnąć moje spodnie i nasikać w róg windy, Soph.

Pokręciłam głową i śmiałam się bardziej. Nie, miałam na myśli na drodze czy coś. - Wydusiłam między śmianiem.

On tylko przewrócił oczami z uśmiechem. Rzuciłam mu klucze do pokoju, jak winda zadzwoniła, a drzwi otworzyły się. Sprintem pobiegł do pokoju, ale ja po porostu szłam swobodnie za nim, kiedy zniknął za korytarzem.

Kiedy dotarłam na miejsce, był już w łazience. Zdjęłam swoje rzeczy i położyłam się na łóżku, czekając aż skończy. nagle Justin zawołał - Soph? - Jego głos brzmiał obco i zdezorientowanie.

Usiadłam i uniosłam brwi, zaniepokojonym tonem którego użył.  - Tak?

Moje serce się zatrzymało, Justin wyszedł, trzymając zużytą strzykawkę w ręce z szeroko otwartymi oczami. - Czy to twoje?


***

No to się porobiło .. jak myślicie co zrobi Sophia?
Mam do was prośbę jeśli przeczytacie rozdział napiszcie w komentarzu zwykłe  
'czytam'
Chcę wiedzieć ile osób w ogóle to czyta.
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach zapiszcie się tutaj
No to do następnego ♥
Kocham Was ♥
@luvv_biebs  

4 komentarze:

  1. czytam ale nie komentuje bo na tel. ciężko

    OdpowiedzUsuń
  2. Adfgsfhdfjd to jest boskie ale ciekawa jestem jak mu wytłumaczy tą strzykawkę o.o @HugForBiebs

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czytam i w ogóle, ale halo, słabo idzie ci tłumaczenie, przykro mi, zwroty których nie rozumiesz wrzucasz do google translate, i źle tłumaczy i send him a wave to znaczy - pomachałam mu a nie, wysłałam falę. albo you got it wrong - nie oznacza masz to wszystko źle, tylko źle to zrozumiałeś. ale opowiadanie świetne. :")

      Przepraszam za usuniecie.

      Usuń