czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 3

- Dlaczego snowboard? Jest bardziej trudniejsze niż jazda na nartach. - Zapytałam Justina kiedy szliśmy na wyciąg narciarski.

Zaśmiał się. - Jazda na nartach jest dla dziewczyn.

Uniosłam brwi a moja szczęka lekko opadła. - Myślę, że snowboard jest dla seksistowskich mężczyzn.
Justin tylko wzruszył ramionami z uśmiechem przyklejonym na twarzy. Więc ja kontynuowałam. - lub mężczyzn, którzy są niepewni w ich orientacji.

On przewrócił oczami. - Myślałem że już to sobie wyjaśniliśmy. Noszę fioletowy, pamiętasz? Jestem całkowicie przekonany co do swojej orientacji.

Wzruszyłam ramionami. - Nigdy nie wiadomo.

Zaśmiał się. - jeśli nie pocałowałabyś mnie ostatniej nocy, mogłabyś myśleć, że jestem gejem, z wszystkimi komentarzami o mojej seksualności.

Moja szczęka opadła po raz kolejny. - Ja Cę pocałowałam?

Spojrzał na mnie z udawanym błędem. - Czy nie jest to to co się stało?

- Zaśmiałam się. - Wierzę że mnie pocałowałeś, Panie Bieber.

Pochylił się, pozostawiając mniej niż kilka centymetrów pomiędzy naszymi twarzami. - Co? Podoba Ci się? - A potem pochylił się i złączył moje usta z jego. Tylko, że nie było tak jak poprzedniej nocy. Jego usta nie były miękkie i niezdecydowane, a on zdecydowanie zwlekał na dłużej. Wystarczająco długo dla mnie, aby skorzystać z okazji i trzymać jego kurtkę narciarską, tuż przy pasie.

On był tym który się oderwał, a ja zabrałam rękę, która mocno trzymała jego kurtkę, zakłopotana przez moje pochopne działania. Musiał to zauważyć wypisane na mojej twarzy, bo zaśmiał się i dał mi lekkiego buziaka w usta. - Nie bądź taka nieśmiała, to tylko ty i ja. To głupie aby być zakłopotanym przez tak małe działania, Sophia.

Zaśmiałam się po chwili, aby ukryć moje dolegliwości. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego czułam się nieswojo. Przez ostatnie półtora miesiąca, ja nie raz myślałam o ty, co powiem albo zrobię. Więc dlaczego mnie obchodziło jak chwytam za kurtkę Justina?


Kiedy wyciąg narciarski zszedł na ziemię, kiedy zjeżdżałam na nartach, umieściłam mój palec na tym na czym mi zależało, obchodziło mnie co Justin o mnie pomyślał.

Martwię się że on myśli że to się dzieję za szybko. Martwię się jeśli przejmował się tą małą rzeczą która była, bez względu jak chwilowe może to być. To na pewno miało dużo do martwienia co ktoś pomyśli od początku mojej podróży. To tak jakby kiedy zaczęłam zdałam sobie sprawę że naprawdę nie mam nic do stracenia.

Justin szturnął mnie, wyciągając mnie z zamyślenia. Miał uśmiech na twarzy jak założył swoje okulary narciarskie na oczy. - Wyścig na dół?

Uśmiechnęłam się na słowo o wyzwaniu. Założyłam swoje okulary i powiedziałam. - TAK. - Całkowicie zapominając jak zakłopotane myśli miałam kilka sekund temu.

Wystartowaliśmy na dół w tym samym czasie. Byłam zaskoczona, że Justin trzymał się ze mną, gdyż snowbordziści normalnie zjeżdżają szybciej niż narciarze. Justin jednak zrobił spadający liść techniką bardziej snowbordzistów jadących w dół, ale jego snowboard wyleciał w przód, a on jeszcze się ścigał.

Uśmiechnęłam się i wykorzystałam moje kijki aby odpychać się mocniej. Uśmiech był przyklejony do jego twarzy, a jego oczy zwęziły się jak kontynuowaliśmy jazdę w dół. Zaczął zdobywać mnie będąc szybszym niż dotychczas.

Następnie uderzył w kawałek lodu znacznie zwolnił i uderzył w drzewo.

Natychmiast się zatrzymałam i ze śmiechu upadłam na ziemię.

Wiedziałam że powinnam sprawdzić czy było z nim dobrze, ale lód zwolnił go więc wpływ drzewa nie mógł być taki zły. Było z nim dobrze, ale całe zajście było zabawne jak diabli. To było jak z kreskówki, kiedy on spadł na śnieg i miał zaskoczony wyraz twarzy. Myśląc o tym tylko bardziej się śmiałam.

Usłyszałam jego snowboard obok mnie. - Tak ha ha ha bardzo śmieszne. Chodź.

On był wyraźnie zakłopotany i prawdopodobnie nie powinna się tak bardzo śmiać, ale za każdym razem próbowałam przestać, przypomniałam sobie jego uderzenie w drzewo i naszła mnie kolejna fala śmiechu. Wreszcie przestałam kiedy usłyszałam jak zaczął snowboarding dalej.

Wstałam okazyjny chichot nadal wydobywał się z moich ust, ale głownie w składzie. On nie jechał szybko, więc nie próbował pojechać z dala ode mnie. On chciał żebym go śledziła. Spotkałam się z nim w ciągu kilku sekund, i odwróciłam go twarzą do mnie.

Jasnoczerwony rumieniec palił się na jego policzkach, a ja czułam się źle że się tak bardzo śmiałam, teraz mogłam wyraźnie zobaczyć jego zakłopotanie. - Przepraszam że się z Ciebie śmiałam.

On tylko wzruszył ramionami i powiedział. - Dobrze, chodźmy dalej.

Nie chciałam żeby on się dąsał. Mógł się dąsać kiedy nie był ze mną w New Zealand, ale on nie tracił czasu na dąsanie się tutaj. Pociągnęłam go blisko i dałam mu delikatny pocałunek w usta, a kiedy oderwałam się powiedziałam. - To jest głupie aby być zakłopotanym przez takie działanie, Justin. - Nieco go naśladując.

Zaśmiał się cicho ale nadal miał rumieniec na policzkach. Przechylił głowę w dół stoku sygnalizując że powinniśmy iść dalej. On się teraz lekko uśmiechał, więc mogliśmy pójść. Zajęło nam to około pięciu minut aby dotrzeć na dół. Jednak się nie ścigaliśmy, Justin tego nie sugerował, a ja zdecydowałam po tym co się stało, nie powinnam tego również sugerować.

Zdecydowaliśmy się na gorącą czekoladę w małej kawiarni na dole stoku. Mamy stolik dla siebie i nie wahałam się aby zamówić średnio gorącą czekoladę z dodatkową bitą śmietaną. Justin uśmiechną się do mnie a następnie zmówił to samo.

Patrzyłam przez okno na wszystkich narciarzy na zewnątrz i zastanawiałam się czy byli oni z tąd. A jeśli nie to co przyniosło ich do New Zealand.

- Soph, jak długo masz zamiar być w New Zealand? - Justin zapytał nagle z poważna miną.

Przygryzłam wargę. - Do jutra, tak myślę.

Skinął głową jakby spodziewał się takiej odpowiedzi ode mnie. - Racja. Gdzie będzie następne?

- Francja.

Uśmiechnął się lekko, ale uśmiech był zabarwiony odrobiną smutku. - Jedna z twoich rzeczy jest we Francji? - Ja tylko skinęłam głową. On kontynuował. - Masz siedem pozostawionych, prawda?

- Potrząsnęłam głową. - Obecnie sześć. Dwie zrobiłam tu.

- Jakie one były?

- Um, jeżdżenie na nartach w New Zealand. - Powiedziałam, mając nadzieję że nigdy nie powiedziałam mu że zrobiłam dwa.

- I? - On wywoływał.

Przygryzłam wargę z uśmiechem. - Nie mogę Ci powiedzieć.

Zaśmiał się. - Dlaczego nie? To tylko ja. Powiedz mi.

- Może w innym życiu. - Powiedziałam, nie chcąc mówić mu żenujących rzeczy które spełniłam noc wcześniej.

W tym momencie przyszła kelnerka z naszą gorącą czekoladą, mam nadzieję że nie rozproszyła Justina całkowicie od tematu naszej rozmowy. Bita śmietana wyglądała jak mini repliki góry w mojej filiżance. Nie traciłam czasu na jedzenie tego wszystkiego.

Justin zaśmiał się. - Bita śmietana nigdzie Ci nie ucieknie, Sophia.

- Cokolwiek, Justin to wygląda dobrze. Dlaczego mam czekać aż to zjeść? - Powiedziałam trochę chichotając.

On tylko wzruszył ramionami z uśmiechem i zaczął pić swoją czekoladę. Była przyjemna cisza między nami przed tym jak Justin odezwał się ponownie. - Więc, jutro wracam do Atlanty?

On pytał mnie czy mógłby jechać do Francji. - Yeah, wracasz do Atlanty.

Westchnął głęboko. - Więc to jest to, to jest naprawdę kończy się w New Zealand.

Odchrząknęłam mając nadzieję, że mogę zabrać smutek który był związany z wypowiedzianymi słowami. - To jest ten plan.

Uśmiechnął się smutnym uśmiechem. - To jest takie do bani. Naprawdę Cię lubię.

- Ja Ciebie też naprawdę bardzo lubię. - Powiedziałam, nie chcąc by myślał inaczej. On powoli dołączył się do mnie, ale właśnie dlatego to musiało się skończyć, musiałam usunąć go zanim został w pełni połączony i było niemożliwe żeby usunąć, już nigdy.

- Więc zostań ze mną. - Te cztery słowa które powiedział tak pilnie, złamał mi serce. Przysięgam że usłyszałam trzask. Szczególnie że wiedziałam że moje dwa następne słowa go złamią.

- Nie mogę. - Powiedziałam cicho i bez przekonania.

Wzruszył ramionami. - Dobra, nie będę z Tobą o to walczyć, Sophia. - Cicho popijał swoją gorącą czekoladę, mogłam zobaczyć go coraz bardziej nadąsanego, coś na co nie miałam zamiaru pozwolić.

Dotknęłam ręką jego policzka. - Bądź szczęśliwy Justin. Proszę. Możesz być smutny kiedy się pożegnamy, dobrze?

Skinął głową, a jego usta podniosły się nieco w kącikach. - Cieszyć się chwilą puki trwa, prawda? - skinęłam głową.

Zapłaciliśmy za gorące czekolady i postanowiliśmy zrobić małe zakupy. Częściowo dlatego że Justin lubi chodzić w górę i w dól ulicami miasta. Myślę że sposób w jaki ludzie tam reagują ignoruje go. Chciałam też kupić co najmniej jedną rzecz, która przypomni mi o New Zealand i Justina w ciągu następnych trzech tygodni mojej podróży.

Byliśmy w małym butiku odzieżowym, a ja patrzyłam na niektóre sklepy kiedy odwróciłam się do Justina. On nie wiedział że na niego patrzyłam, wydawało się zdjął swoją osłonę, a założył najsmutniejsze wyrażenie z mieszanką tęsknoty. To nie może być kontynuowane, albo złamię.

Podeszłam do niego i złapałam za kołnierz jego kurtki, ciągnąc go w dół aby mnie pocałował. Kiedy się odsunęłam, uśmiech wrócił, i byłam zadowolona. To stało się kilka razy w ciągu dnia. Całowałam go aby smutek odszedł, nawet jeśli było to chwilową ulgą.

Po przejściu kilku sklepów, Justin i ja poszliśmy do małego sklepu z pamiątkami. Zastanawiałam się, kiedy Justin podszedł do mnie z największym uśmiechem na twarzy. Trzymał w ręku kulę śnieżną, z małą owieczką w środku. Śmiałam się z oczywistej satysfakcji wzięłam ją od niego i kupiłam ją w mgnieniu oka. To przypomina mi Justina za każdym razem jak na to spojrzę.

Szliśmy ulicami, nigdzie w szczególności, kiedy Justin się do mnie odwrócił i powiedział. - Hej, słyszałam że gra tam dziś jakiś zespół. Chcesz iść?

Uśmiechnęłam się. - Nikogo tu nie znasz, jakim cudem 'usłyszałeś' to?

Zaśmiał się. - Mam swoje sposoby Soph. Więc chcesz iść czy nie?

- Jaki zespół?

- Paramore, tak myślę.

Zatrzymałam się w moich ruchach, a moja szczęka opadła w tym samym czasie. - Justin Bieber. To jest jeden z moich ulubionych zespołów wszech czasów!

Uśmiechnął się. - Więc tak? - Energicznie skinęłam głową, a on się ze mnie śmiał. - Więc chcesz już iść prosto tam? To zaczyna się za pół godziny, a ja wiem że nie chcesz stracić nawet minuty.

Przygryzłam wargę. Musiałam wziąć moje lekarstwo. Pokręciłam głową. - Nie, możemy najpierw zatrzymać się w hotelu?

Zmarszczył brwi. - Sophia, wyglądasz ładnie. Nie musisz nic zmieniać.

Nie chciałam żeby pomyślał że bywam trudna, ale nie mogłam powiedzieć mu prawdziwego powodu dlaczego wracamy, byłoby zbyt dużo pytań na które nie planowałam odpowiedzieć, tylko pokręciłam głową. - Naprawdę muszę wrócić do hotelu.

Westchnął. - Dobra, Soph. Ale jeśli się spóźnimy, nie masz narzekać.

Kiedy wróciliśmy poszłam do łazienki i zmieniłam ubrania, choć naprawdę nie potrzebowałam. Musiałam ukryć to co naprawdę robię. Podczas gdy w łazience wzięłam mała pigułkę, i dałam sobie zastrzyk, a następnie włożyłam wszystko z powrotem.

Kiedy wyszłam Justin leżał na łóżku z laptopem. - Soph, o której masz jutro lot?

Złączyłam brwi. - O dziesiątej, tak myślę.

Kliknął coś kilka razy a następnie zamknął go. - Ja po prostu zarezerwowałem mój lot, i nie miał być zbyt dużo wcześniej niż twój. Jest o dziewiątej.

Skinęłam głową w czasie kiedy przygryzałam moją wargę, bo gdybym mówiła w tym momencie, moje gardło miało dużą gulę z łez, a ja nie chcę tej nocy być smutna.

Wyszliśmy chwile po tym, skakaliśmy do taksówki zamiast iść. Kiedy dotarliśmy na stadion, powietrze było elektryczne z podniecenia. Musieliśmy czekać w kolejce przez około dziesięć minut, a ja  cały czas podskakiwałam lub szarpałam za rękę Justina z niecierpliwością. On tylko się na mnie patrzył i śmiał się z moich wybryków.

Kiedy w końcu dotarliśmy tam, tłum krzyczał nazwę zespołu, a ludzie uśmiechali się i śmiali. Uśmiech rozprzestrzenił się na mojej twarzy.

Justin uśmiechnął się i zapytał. - Chcesz piwo? - Jak bardzo chciałam piwo do zrealizowania doświadczenia koncertu rockowego, ale nie mogę mieszać alkoholu z moimi lekami. Pokręciłam głową a Justin skinął głową. - Dobrze, Więc idź zająć nasze miejsca i się tam spotkamy.

Szłam przez tłumy ludzi, aż znalazłam nasze miejsca. Justin wziął dla nas miejsca blisko sceny. Byłam zaskoczona że zdobył takie bilety w tak krótkim czasie.

Zespół po prostu wszedł na scenę, kiedy Justin pojawił się obok mnie z piwem w reku. Uśmiechnął się do mnie kiedy zaczęłam krzyczeć na cały głos.

Przez cały występ śpiewałam z całego serca wszystkie utwory które znałam i  krzyczałam z całych płuc, kiedy piosenka nie wiem kiedy wyszła. to było niesamowite. Skakałam w górę i w dół i tańczyłam. To był najbardziej niesamowity czas, dopóki zespół by w środku 'Mistery Buisness' i nagle poczułam jakbym nie mogła oddychać.

Usiadłam szybko będąc wdzięczna że Justina wziął miejsca z siedzeniami. Oddychałam krótkimi szybkimi oddechami a moje serce biło. Czułam się tak jakbym właśnie przebiegła maraton. Chciałam przyłożyć rękę do piersi, ale bałam się że Justin może się odwrócić i zapytać co się stało.

Mówili że to jeden z efektów ubocznych tego leku który biorę, więc nie było to nieoczekiwane, ale to przyszło tak szybko. To odeszło tak szybko jak przyszło. Wszystko na raz mój oddech wrócił do normy a tętno było prawidłowe.

Justin odwrócił się i spojrzał na mnie zmieszanie było widoczne na jego twarzy. Powiedział mu tylko bezgłośne - musiałam wziąć przerwę. i dodałam słodki uśmiech na końcu na dokładkę.

Ja naprawdę nie chcę dzielić się z nim moimi problemami, zwłaszcza że będzie tylko na resztę nocy i następnego dnia do rana. Cofnęłam się ale nie tańczyłam,  tylko kołysałam się do rytmu muzyki. Byłam zmęczona.

Oparłam się o Justina jak szliśmy przez tłum ludzi wychodzących ze stadionu, kiedy koncert się zakończy. Pochylił się i dał mi delikatny pocałunek na mojej skroni, co spowodowało u mnie uśmiech.

Justin zawołał taksówkę kiedy byliśmy na zewnątrz. Kiedy jechaliśmy on powiedział. - Zmęczona, kochanie? - Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. On uśmiechną się do mnie z powrotem. - Dobra, teraz wracamy do hotelu.

Byliśmy w taksówce i ja przytuliłam się do Justina, kiedy jego ramie było przewieszone wokół mnie. Mogłam zasnąć dokładnie wtedy tam, aż coś sobie uświadomiłam, co powiadomiło mój umysł, Justin powiedział do mnie kochanie.

Zawsze chciałam aby ktoś do mnie powiedział kochanie czy skarbie czy nawet mała dziewczynka. Przez sekundę byłam zaskoczona że nie dodałam tego do mojej listy do zrobienia, aż przypomniałam sobie że na liście są rzeczy które mogą się zdarzyć. Nie zrobiłam nic aby Justin powiedział do mnie kochanie czy skarbie. Ale to zrobił i to mnie cieszy.


Pochyliłam się i pocałowałam go w policzek, ciche dziękuję za rzeczy za które on nigdy się nie dowie że za nie zapłacił. On się tylko uśmiechnął.

Nie chce go opuścić. Naprawdę naprawdę nie chce. Po raz pierwszy od mojej podróży byłam zła na moje warunki. W ogóle nie chciałam go zostawić, ale byłam zła że musiałam.

Bo jeśli go zatrzymam zranię go a nie chce tego. Ale logiczne było to że jak zatrzymam go na dłużej, bardziej będzie bolał go zostawić. Decyduję się być bezinteresowna i pozwolę mu odejść.

Łza wypłynęła z mojego oka, a zaraz kolejna i kolejna. Odwróciłam się do okna i koncentrowałam się biały i niebieskich rozmyciach szkła. Myślałam tylko o śniegu i fakcie że byłam w New Zealand, starając się nie płakać.

Udało się, łzy powoli się zatrzymały. Sięgnęłam ręką aby zetrzeć pozostałe z policzka, a potem wzięłam kilka włosów za ucho,  aby było to bardziej dyskretne.

Taksówka zatrzymała się przed hotelem, Justin wypuścił mnie, a potem zapłacił kierowcy. Tak szybko jak dotarliśmy do środka i było światło, twarz Justina była zmartwiona. Jedna z jego rąk dotknęła mojej twarzy. - Soph, co jest?

Zmarszczyłam brwi w zmieszaniu. - Co?

On był teraz tak samo zdezorientowany jak ja. - Twój makijaż. Wyglądasz jakbyś płakała.

Przeniosłam rękę by dotknąć miejsca pod moim okiem, to wystarczy aby na moich palcach znalazły się czarne smugi. Zapomniałam że nią mam na sobie wodoodpornego tuszy do rzęs. - OH, To nie to Justin. - zaśmiał się a następnie kontynuowałam - Wzięłam po prostu zły tusz do rzęs. Ten jest zły i tak działa gdy idę z zimna do ciepła. - Tak to była gówniana wymówka i nie miała sensu, ale modliłam się żeby Justin wiedział trochę o makijażu i że nie będzie o to pytać.

On tylko skinął głową. - Okay. - Sekundę później powiedział. - Jesteś pewna że nic się nie stało?

Roześmiałam się i skinęłam głową z ulgą. - Czuję się dobrze.

Justin zdawał się zaakceptować że mówię prawdę. Kilka sekund później, uśmiechnął się i powiedział. - Naprawdę chcę Ci coś pokazać, ale musimy być cicho.

Zabrzmiało to ekscytująco, więc uśmiechnęłam się i skinęłam głową, cały mój smutek znikł od wzmianki o czymś ekscytującym. Justin może pocieszyć mnie w mgnieniu oka nawet o tym nie wiedząc.

Wziął mnie za rękę i poprowadził do recepcji, gdzie spał kierownik. Zmarszczyłam brwi i szepnęłam do Justina. - On nie robi bardzo dobrej roboty.

Zaśmiał się. - Dobrze. Gdyby robił, nie bylibyśmy w stanie uzyskać tego.

Poprowadził mnie na zaplecze do drzwi które miały znak z napisem 'TYLKO PRACOWNICY' napisane z dużych liter pogrubioną czcionką. Cicho otworzył drzwi.

Był to pokoju bardzo osobisty, który miał małe zawieszki a na nich imiona i nazwiska pracowników. Wydawało się że był to pokój, w którym pracownicy zostawiali swoje rzeczy podczas ich pracy w dzień.

Justin podszedł do rogu i złapał gitarę. Uśmiechnęłam się, że zamierza grac dla mnie. Kiedy szedł z powrotem w moja stronę, gitara uderzyła w klocki Jenga przez co wszystkie spadły na podłogę dając tyle hałasu jak to tylko możliwe.

Nie wiem kto do cholery przyniósł klocki Jenga ze sobą do pracy i wybudował wierzę w pomieszczeniu, ale był to sposób że Justin zamarł w miejscu jego wyraz twarzy był bezcenny. Musiałam przyłożyć rękę do ust aby stłumić śmiech. Wyszeptałam do niego - Ty niezdaro.

Ruszył się po pół minucie kiedy było jasne że kierownik się obudził.  Uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy a on wyszeptał do mnie - Chodźmy.

Szliśmy tip-topami do windy tak szybko jak byliśmy tam bezpieczni, jak drzwi się zamknęły, oboje zaczęliśmy się śmiać na to co się właśnie stało. Po tym się uspokoiliśmy i powiedziałam. - Masz zamiar dla mnie grać, huh?

Skinął głową. - I może Cię trochę nauczyć - To sprawiło że żarówka w mojej głowie zgasła. Numer dziewięćdziesiąt dwa: Naucz się grać na gitarze. Skinęłam głową z entuzjazmem a on uśmiechnął się. - Nauczę Cię łatwej piosenki Taylor Swift.

Poszliśmy do naszego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Justin trzymał gitarę i poklepał miejsce obok niego. więc będę siedziałam na rogu.

Objął mnie ramieniem i sięgnął trzeciego progu. Chwycił moje palce i pokazał mi - To jest G - skinęłam głową on przeniósł palce pozwalając mi spróbować. Kontynuowaliśmy to jak on pokazał mi D minor i C. Z czasem zaczęłam się frustrować, bo moje palce nie przechodziły do następnego akordy wystarczająco szybko, Justin uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek, pomagając mi uzbroić się w cierpliwość.

Kiedy nauczyłam się akordami, zmieniliśmy miejsce i Justin nauczył mnie brzdąkać do konkretnego utworu. granie było dość łatwe. Justin powiedział, że to dlatego, że struny z prawej strony możesz wykorzystać o wiele więcej niż po lewej stronie.

Po chwili Justin podał mi gitarę całkowicie i mimo że wytrzymałam dużo czasu, umiałam już pierwszą zwrotkę i refren 'Spek Now - Taylor Swift' Miałam największy uśmiech na twarzy, a Justin miał taki który mi pasował. Pochylił się i dał mi powolny pocałunek i oddalił się a ja chciałam więcej. Kiedy się odsunął powiedział. - Jesteś niesamowita nauczyłaś się tak szybko.

Zarumieniłam i za razem uśmiechnęłam się na ten komplement. - Powinieneś raczej zejść potajemnie na dół zanim ktoś zauważy że jej nie ma.

Zaśmiał się cicho. - Tak, zaraz będę z powrotem. - Wziął do ręki gitarę i wybiegł z pokoju.

Gdy wyszedł wzięłam moje lekarstwo i wzięłam prysznic, założyłam moje ubranie do spania i chciałam zabrać się za wykreślanie rzeczy na mojej liście i poszłam do łóżka wtedy on wrócił. Uśmiechnął się lekko i powiedział. - Wglądasz na śpiącą, Soph. Idź do łóżka.

Dał mi buziaka w policzek w jego drodze do łazienki aby wziąć prysznic. Kiedy się położyłam nie mogłam spać. Myślałam o tym że że będę musiałam zostawić go następnego dnia. Mocno przygryzłam wargę aby utrzymać łzy od wypłynięcia. Wyłączyłam światło i leżałam, patrząc na sufit słuchając wody pod prysznicem.

Kiedy Justin wyszedł, poszedł prosto na kanapę na której spał zeszłej nocy. Ale kiedy miał już się położyć, zawołałam. - Justin?

- Soph, myślałem że już śpisz. Co tam? - Zapytał z drugiej strony pokoju.

- Czy możesz spać dziś w łóżku? - Zapytałam cicho. Tak bardzo chciałam być blisko niego, tej ostatniej nocy. Chciałam z nim tuz obok mnie, żeby mógł być ze mną całą noc.

Bez wahania powiedział. - Oczywiście kochanie. - On tez chciał być blisko.

Podszedł, podniósł kołdrę i miał wygodne miejsce. Natychmiast się do niego zbliżyłam, o on objął mnie i położył podbródek na mojej głowie.

Podniosłam głowę i pocałowałam go w szczękę. - Nie chcę Cie jutro zostawić.

Delikatnie pocałował moje usta. - Zatem nie zostawiaj.

Zmarszczyłam czoło i położyłam rękę na jego karku abym mogła bawić się jego włosami. - Muszę.

Westchnął i ponownie mnie pocałował. - Wiem. Chciałbym nie, niezależnie do przyczyny.

- Ja tez Justin. Uwierz mi.

Jego kciuk zaczął robić kojące kółeczka na moich małych plecach, które wprowadziły mnie do snu. - Idź spać Soph, jesteś zmęczona.

Skinęłam głową, a moje oczy były już zamknięte. - Branoc, Justin. Już za Tobą tęsknie.

Czułam jak jego usta dotykają mojego nosa. - Branoc Soph. Myślałem że tylko ja.

___

Obudziłam się szczęśliwa w ramionach Justina. Ale teraz czułam się złamana, jak oglądałam jak się pakował. Zamknął walizkę i odłożył ją na miejsce, a łzy zaczęły wypływać. Justin spojrzał w górę i mnie zobaczył, jego ponura twarz kiedy się na mnie rzucił.

Objął mnie ramionami i wyszeptał. - O Boże, Sophia. Nie płacz. Nie mogę tak.

Schowałam twarz w jego koszuli i zaszlochałam. - Przepraszam. Nic nie mogę na to poradzić.

Pocałował mnie we włosy i się odsunął, żeby móc wytrzeć łzy swoimi kciukami. - Bądź szczęśliwa Sophia. Proszę. Możesz być smutna kiedy się pożegnamy, dobrze? - Powiedział, powtarzając mi dokładnie to co ja powiedziałam mu poprzedniego dnia.

Przygryzłam wargę i pokiwałam głową, łzy spowolniły. Chwyciłam jego rękę jak jechaliśmy windą do jego taksówki. Kiedy byliśmy w holu, zwrócił się do mnie. Czas się pożegnać czas na łzy.

Spadały bezwstydnie w dół mojej twarzy. Justin uśmiechnął się smutno do mnie z oczami pełnymi smutku. Pociągnął mnie do uścisku. - Chciałbym nie iść.

Zakrztusiłam się łzami, zanim w końcu powiedziałam. - Ja też.

Odsunął się i wytarł niektóre z moich łez, ale to nie miało sensu, świeże spadały co kilka sekund. Pochylił się i dał mi najdelikatniejszy pocałunek na usta. Przeniosłam ramiona na jego szyję przyciągając go bliżej, pogłębiając pocałunek. Chcąc zatrzymać się tak na zawsze.

Ale musieliśmy się oderwać bo jego taksówka czekała. Wyszeptał. - Proszę, przestań płakać. Nie mogę zostawić Cię tutaj kiedy płaczesz. - Więc przestałam. Zatrzymałam się na nim. Otarłam łzy strzepując je z moich rąk i spojrzałam na niego. Pochylił się i pocałował mnie po raz ostatni, i powiedział. - Żegnaj Sophia. - Po tym odwrócił się i wyszedł za drzwi.

Upadłam kiedy zatrzasnęły się za nim. Szlochałam na środku holu. Nie sądzę bym kiedykolwiek czuła tyle bólu od chemioterapii. Czuła się jakbym zerwała.

Przebywać z nim dłużej, warto mieć więcej bólu później?

Krzyknęłam. - JUSTIN! POCZEKAJ!. - i podbiegłam do drzwi.



***

skdhvbcieuveuqwv9iqouvbqea
Jak wam się podoba?
Jak to tłumaczyłam to się popłakałam ;____;
Jak myślicie co będzie dalej?
Jeśli czytasz to pozostaw komentarz to bardzo motywuje ;)
Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach to podaj swój nick w zakładce
No to do następnego ♥
KOCHAM WAS ♥
@luvv_biebs
PS następny w przyszłym tygodniu ♥

1 komentarz:

  1. Twój blog został nominowany. Więcej dowiesz się tutaj - http://thelakehousejb.blogspot.com/2013/07/nominacja.html :)

    OdpowiedzUsuń