sobota, 3 sierpnia 2013

ZAPRASZAM ♥

Zapraszam na moje i @niallermylovexx
tłumaczenie opowiadania

'I'll Never Forget You'
 

Które jest ------> TUTAJ


Epilog

- Cześć mamo. - Powiedziałam, przytulając ją tak mocno, jak tylko mogłam. - Kocham Cię.

- Ja też Cię Kocham skarbie. - Powiedziała też mnie ściskając - Dbaj o siebie.

Uśmiechnęłam i odsunęłam się - Będę. Nie martw się. - Zwróciłam się do mojego ojca, którego oczy świeciły dopasowane do mojej matki. - Cześć tato. - Powiedziałam, przytulając go tak samo.

- Kocham Cie dzieciaku. - Powiedział zanim pozwolił mi odejść.

- Też Cię Kocham. - Powiedziałam i się cofnęłam patrząc na moich rodziców po raz ostatni przed odwróceniem i odejściem do dużych szklanych drzwi w przodzie.

To było dziwne, żegnając moich rodziców ponownie. Tylko tym razem nie było to bolesne lub przygnębiające. Chciałam zobaczyć ich ponownie w dziękczynienie. To było lepsze pożegnanie niż rok i trochę temu.

Uśmiechnęłam się kiedy podeszłam do drzwi taszcząc moją ogromną walizkę z mną. Ktoś otworzył drzwi i udałam się do środka.

- Jak się czujesz?

Uśmiechnęłam się do Justina trzymającego dla mnie drzwi. - Wspaniale. - powiedziałam stając na palcach aby dać mu buziaka. Kiedy się odsunęłam zauważyłam co miał na sobie i lekki chichot wydobył się z moich ust. Dotknęłam miękką tkaninę bluzy Harvard. - Ty nawet nie musisz tu iść Justin.

Podniósł ręce w geście poddania. - Moja dziewczyna ma teraz, więc myślę że mam prawo to nosić.

Wywróciłam oczami.  -To tylko mój pierwszy dzień a ty zachowujesz się jakbym była tu całe moje życie.

Śmiał się. - Należysz do niej Sophy-soph. Teraz biegnij i wynajdź lek na raka.

Uśmiechnęłam się. - Myślę że mam teraz dużo nauki zanim będę w stanie znaleźć lek na raka. Ale tak, to jest pomysł.

- Spójrz na siebie!. - Usłyszałam jak ktoś mówi za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Stevena idącego do nas z uśmiechem na twarzy.

Uśmiechnęłam się. - Wiem, wiem. The Harvard Med student we własnej osobie.

- Mówiłem do Justina. - Roześmiał się szarpiąc bluzę. - Stary to jest jeszcze lato.

Justin przewrócił oczami. - nie kupiłbym tego jeśli wiedział bym że wszyscy będą robili mi gówno za to.

Zaśmiałam się z jego głupoty. - Dlaczego nawet tego chcesz? nie chodzisz tutaj.

On wyrzucił ręce w górę rozdrażniony. - Nie wiem! Nie idę na studia. Chciałem trochę doświadczenia.

Steven roześmiał się i pchnął go, a ja przewróciłam oczami. - Cokolwiek guys. Musze iść się rozpakować i takie tam. Kocham was obu.

- Kocham Cię. - Powiedzieli chórek kiedy odeszłam, ale kilka sekund później usłyszałam krzyk Justina - Ale ja Cię Kocham w lepszy sposób!
Następnie - Ała!. - od Stevena popychającego go.

Uśmiechnęłam się. To będą niesamowite cztery lata.

To będzie niesamowite życie.

***

Nadszedł czas w którym muszę się z wami pożegnać i z tym opowiadaniem :(
Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia <3
Kocham Was <3

Dziękuje wszystkim <3
KOCHAM WAS ♥
@luvv_biebs

Ps.Kocham @BieberrHeaven jest moim życiem!

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 8

Moje serce biło a łzy wciąż wylewały się z moich oczu.

Musiałem podjąć decyzję.

To powinno być nie do pomyślenia. Powinienem być w stanie zabrać moją prawię martwą miłość bez wątpliwości i pędzić z nią do szpitala. Ale jeśli umrze w szpitalu, ja nigdy nie będę w stanie wybaczyć sobie zrujnowania jej ostatniego życzenia.

Ale czy kiedykolwiek mógłbym sobie wybaczyć to że nie staram się jej uratować?

Zacisnąłem zęby, ostro przejeżdżając moimi rękami przez włosy i kopiąc stolik przy łóżku, próbując wypuścić moją frustrację.

Steven obiecał. Obiecał mi, że jeśli zabiorę ją do szpitala ona będzie żyła. Ale Sophia przysięgała że że on tylko próbuję pomóc straconemu powodowi. Nie wiem komu wierzyć.

Potem w końcu spojrzałem na Sophie. Blada twarz, ledwo oddycha. Prawie martwa. Ja nawet nie miałem czasu aby zarejestrować fakt że podniosłem ją i sprintem pobiegłem i zatrzymałem taksówkę.

Mój oddech był poszarpany kiedy usiadłem w taksówce i krzyczałem do kierowcy aby zabrał mnie do szpitala. Mając tylko nadzieję, że nie będzie za późno.

Pogłaskałem piękne głęboko kasztanowe włosy Sophii i pocałowałem ją w czoło, zabierając zimny pot. - Trzymaj się kochanie. Trzymaj się trochę dłużej. Wyszeptałem, łza znalazła sposób aby wylecieć z mojego oka.

Niech Steven ma lepiej rację, to wszystko o czym mogłem myśleć. Kiedy spotkałem go w Belgi, widziałem szczerość w jego oczach.

- Zabierz ją do szpitala. - On powiedział. - Tak długo jak ona może walczyć, zabierz ją tam. Będę czekał i obiecuję Ci że ona będzie żyć.

Kiedy próbowałem protestować, powiedział tylko. - Jeśli ją kochasz zrobisz to.

A teraz tu jestem, szaleńczo zakochany w dziewczynie umierającej w moich ramionach i rujnuję jej ostanie życzenie, desperacko starając się ją ratować.

Jej oddech stawał się coraz mniej częsty. Przygryzłem wargę i uderzyłem w tył siedzenia kierowcy krzycząc. - Szybciej! Musisz jechać szybciej!

On wydawał się odebrać wiadomość i zaczął to piętrzyć, prawdopodobnie łamiąc ograniczenia prędkości, jestem bardzo wdzięczny.

Nie byłem zaskoczony widokiem Stevena z przodu szpitala kiedy się zatrzymaliśmy. Ja właśnie wyszedłem, bezwładne ciało Sophii chwyciłem mocno w ramiona. - STEVEN! - Krzyknąłem, łapiąc jego uwagę.

Jego głowa podniosła się i ulga oblała jego twarz. - Szybko. - Powiedział, zaczynając biec w kierunku wejścia pasując do mojego tępa.

Jak tylko przedarł się przez drzwi, Steven wołał. - Ona tu jest. Potrzebuję kogoś, wziąć ją do ER. Teraz.!

Kilka pielęgniarek pojawiło się przed nami, jedna z nich zabrała Sophie ode mnie i umieściła ją na noszach, pchając ją w dól korytarza. Śledziłem natychmiast nie chcąc zostawić jej samej choć by na sekundę.

- Gdzie oni ją zabierają? - Zapytałem, moje pytanie skierowane było do Stevena, który dotrzymywał mi kroku.

Odchrząknął i spojrzałem na niego pierwszy raz zauważając jego obdarty wygląd. Nadal był ubrany w płacz w którym był w Belgi, ale zarost na brodzie był większy a wory pod oczami głębsze. - Ona będzie miała płukanie żołądka. Aby zabrać z niej wszystkie leki w ten sposób, a następnie zaczną oczyszczać krew od tego również.

Sophia została wepchnięta do pokoju, drzwi za nią się wahały i pielęgniarka stojąca jako strażnik przy drzwiach, machając palcem, nie pozwalając nam wejść.

Steven znowu odchrząknął i uznałem bardziej że coś rzeczywiście utknęło w jego gardle. - Oni o nią zadbają. - Powiedział a jego oczy zaprzeczały jego zaufanie, święcąc łzami.

Patrzyłam na drzwi które ukrywały moją Sophie ode mnie przez więcej niż kilka sekund zanim w końcu skupiłem większość mojej uwagi na Stevenie. - Czekaj dlaczego oni zabierają od niej leki? To co utrzymywało ją przy życiu tak długo.

Steven przeniósł rękę aby zakryć oczy i potarł je, albo ze zmęczenia albo z frustracji. On znalazł dla siebie miejsce przy boku korytarza, zanim potrząsnął głową i powiedział - Nie, to ją zabijało.

- Co? - Jestem pewien że brzmiał bym bardziej zaskoczenie, gdybym nie był tak osłabiony, emocjonalnie i fizycznie. - Co ty do cholery masz na myśli? - Zapytałem siadając obok niego i kładąc głowę w dłoniach.

- To jest trochę skomplikowane. - westchnął. - I dlatego nie mogłem dać się Sophii wysłuchać. To nie jest coś co mogę tylko powiedzieć, muszę wyjaśnić.

- Dlaczego nie mogłeś mi wyjaśnić tej nocy w Belgi?

Potrząsnął głową. - Mogłem zobaczyć to na twojej twarzy. Nie pozwoliłeś jej odejść bez walki. Nie musiałem wyjaśniać, bo nie miałem wątpliwości że ją tu zabierzesz.

Przygryzłem wargę i pokiwałem głową. - Jestem w niej zakochany.

Westchnął. - Wiem. - Po sekundzie poczułem pchnięcie przez co prawie straciłem równowagę na krześle. Zanim zdążyłem nawet kwestionować, Steven powiedział. - Ale jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz, zabiję Cię, rozumiesz?

Byłbym przerażony gdyby nie miał lekkiego uśmiechu na ustach. Podobny do mojego. - Nigdy. - Powiedziałem potrząsając głową. Mój uśmiech spadł tak szybko jak uświadomiłem sobie gdzie jestem.- Czy ona będzie żyła żebym miał choć taką okazję?

Steven westchnął. - Mam nadzieję. Widzisz, lek który oni jej dali był testowany. Po tym jak ona opuściła ich odkrycie albo nie podejmują żadnego wpływu, na walkę z rakiem.

Moja głowa uderzyła w moje ręce. - Ale oczywiście, t wniosło efekty w jej życie, bo inaczej rak zabiłby ją już dawno.

Odchrząknął. - Taką mam nadzieję, ale tutaj jest o czym chciałem ostrzec ją od dłuższego czasu. Po tym jak lek zabił raka, to powoli zabiję Cię.

Moja szczęka wisiała luźno. - Sophia nie ma raka? - szepnąłem z łzami w oczach. Ona mogła żyć. Moja miłość ma przyszłość.

Steven potrząsnął moim ramieniem. - Tak, ale ten lek może zabić jej kluczowe komórki, które są niezbędne dla jej ciała. Ale przynajmniej ma coś czego nie miała przedtem. Szansę.

- Więc dlaczego dali jej ten lek, który zabija ludzi po dwóch, trzech miesiącach? - Zapytałem wciąż nie dowierzając nowej wiadomości.

Steven pokręcił głową. - To działa na bardzo niewielu ludzi w większości w większości jest to mniej skuteczne niż chemioterapia. Lekarz na pewno nie chciał jej tego dać, ale Sophia potrafi być przekonująca kiedy tego chce.

Uśmiechnąłem się lekko. - I pozostawić to Sophii aby być szczęśliwym. Udało się jej.

Steven skinął głową, jego uśmiech był niepewny i nieznaczny. - Miejmy nadzieję że nie nadużywała swojego szczęścia. - Powiedział, kiedy doktor do nas podchodził.

Spojrzał na nas obu a potem zapytał. - Steven Linde?

Steven wstał. - Tak proszę pana?

Po naszej stronie musiało być niebo albo anioł patrzący na Spohie bo lekarz się uśmiechał. - My z powodzeniem wydostaliśmy chemikalia z żołądka Sophii a większość z krwi. Zamierzamy utrzymywać ja na kilku nowych lekach, które odbudują jej ciało, powoli. Przez następne kilka miesięcy ona będzie słaba, ale sprawa wygląda jasno.

Uczucie w klatce piersiowej w tym momencie było nie do opisania. Zupełna ulga, wdzięczność i radość. Wszystko o czym myślę to twarz Sophii ze zdrowym uśmiechem. Moje kochanie będzie żyło.

Oczy Stevena lśniły od łez, ale udało mu się wykrztusić. - Dziękuję bardzo proszę pana. - I czekał aż lekarz zniknie za rogiem aby wybuchnąć płaczem.

Poklepałem go po plecach, a łzy spływały mi po policzkach. - Zrobiłeś to chłopie. - Zakrztusiłem się wiedząc że musi to usłyszeć. - Uratowałeś swoją siostrę

***

JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
SOPHIA ŻYJĘ 
JSDBVOW
A TERAZ CHCĘ WAM TYLKO PRZEKAZAĆ
ŻE ZOSTAŁ JUŻ TYLKO 'EPILOG'
I KONIEC :'(((
JEŚLI ZNACIE JAKIEŚ OPOWIADANIE KTÓRE MOGŁABYM TŁUMACZYĆ 
DAJCIE LINK W KOMENTARZU ♥
DZIĘKUJĘ ♥
@luvv_biebs