czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 8

Moje serce biło a łzy wciąż wylewały się z moich oczu.

Musiałem podjąć decyzję.

To powinno być nie do pomyślenia. Powinienem być w stanie zabrać moją prawię martwą miłość bez wątpliwości i pędzić z nią do szpitala. Ale jeśli umrze w szpitalu, ja nigdy nie będę w stanie wybaczyć sobie zrujnowania jej ostatniego życzenia.

Ale czy kiedykolwiek mógłbym sobie wybaczyć to że nie staram się jej uratować?

Zacisnąłem zęby, ostro przejeżdżając moimi rękami przez włosy i kopiąc stolik przy łóżku, próbując wypuścić moją frustrację.

Steven obiecał. Obiecał mi, że jeśli zabiorę ją do szpitala ona będzie żyła. Ale Sophia przysięgała że że on tylko próbuję pomóc straconemu powodowi. Nie wiem komu wierzyć.

Potem w końcu spojrzałem na Sophie. Blada twarz, ledwo oddycha. Prawie martwa. Ja nawet nie miałem czasu aby zarejestrować fakt że podniosłem ją i sprintem pobiegłem i zatrzymałem taksówkę.

Mój oddech był poszarpany kiedy usiadłem w taksówce i krzyczałem do kierowcy aby zabrał mnie do szpitala. Mając tylko nadzieję, że nie będzie za późno.

Pogłaskałem piękne głęboko kasztanowe włosy Sophii i pocałowałem ją w czoło, zabierając zimny pot. - Trzymaj się kochanie. Trzymaj się trochę dłużej. Wyszeptałem, łza znalazła sposób aby wylecieć z mojego oka.

Niech Steven ma lepiej rację, to wszystko o czym mogłem myśleć. Kiedy spotkałem go w Belgi, widziałem szczerość w jego oczach.

- Zabierz ją do szpitala. - On powiedział. - Tak długo jak ona może walczyć, zabierz ją tam. Będę czekał i obiecuję Ci że ona będzie żyć.

Kiedy próbowałem protestować, powiedział tylko. - Jeśli ją kochasz zrobisz to.

A teraz tu jestem, szaleńczo zakochany w dziewczynie umierającej w moich ramionach i rujnuję jej ostanie życzenie, desperacko starając się ją ratować.

Jej oddech stawał się coraz mniej częsty. Przygryzłem wargę i uderzyłem w tył siedzenia kierowcy krzycząc. - Szybciej! Musisz jechać szybciej!

On wydawał się odebrać wiadomość i zaczął to piętrzyć, prawdopodobnie łamiąc ograniczenia prędkości, jestem bardzo wdzięczny.

Nie byłem zaskoczony widokiem Stevena z przodu szpitala kiedy się zatrzymaliśmy. Ja właśnie wyszedłem, bezwładne ciało Sophii chwyciłem mocno w ramiona. - STEVEN! - Krzyknąłem, łapiąc jego uwagę.

Jego głowa podniosła się i ulga oblała jego twarz. - Szybko. - Powiedział, zaczynając biec w kierunku wejścia pasując do mojego tępa.

Jak tylko przedarł się przez drzwi, Steven wołał. - Ona tu jest. Potrzebuję kogoś, wziąć ją do ER. Teraz.!

Kilka pielęgniarek pojawiło się przed nami, jedna z nich zabrała Sophie ode mnie i umieściła ją na noszach, pchając ją w dól korytarza. Śledziłem natychmiast nie chcąc zostawić jej samej choć by na sekundę.

- Gdzie oni ją zabierają? - Zapytałem, moje pytanie skierowane było do Stevena, który dotrzymywał mi kroku.

Odchrząknął i spojrzałem na niego pierwszy raz zauważając jego obdarty wygląd. Nadal był ubrany w płacz w którym był w Belgi, ale zarost na brodzie był większy a wory pod oczami głębsze. - Ona będzie miała płukanie żołądka. Aby zabrać z niej wszystkie leki w ten sposób, a następnie zaczną oczyszczać krew od tego również.

Sophia została wepchnięta do pokoju, drzwi za nią się wahały i pielęgniarka stojąca jako strażnik przy drzwiach, machając palcem, nie pozwalając nam wejść.

Steven znowu odchrząknął i uznałem bardziej że coś rzeczywiście utknęło w jego gardle. - Oni o nią zadbają. - Powiedział a jego oczy zaprzeczały jego zaufanie, święcąc łzami.

Patrzyłam na drzwi które ukrywały moją Sophie ode mnie przez więcej niż kilka sekund zanim w końcu skupiłem większość mojej uwagi na Stevenie. - Czekaj dlaczego oni zabierają od niej leki? To co utrzymywało ją przy życiu tak długo.

Steven przeniósł rękę aby zakryć oczy i potarł je, albo ze zmęczenia albo z frustracji. On znalazł dla siebie miejsce przy boku korytarza, zanim potrząsnął głową i powiedział - Nie, to ją zabijało.

- Co? - Jestem pewien że brzmiał bym bardziej zaskoczenie, gdybym nie był tak osłabiony, emocjonalnie i fizycznie. - Co ty do cholery masz na myśli? - Zapytałem siadając obok niego i kładąc głowę w dłoniach.

- To jest trochę skomplikowane. - westchnął. - I dlatego nie mogłem dać się Sophii wysłuchać. To nie jest coś co mogę tylko powiedzieć, muszę wyjaśnić.

- Dlaczego nie mogłeś mi wyjaśnić tej nocy w Belgi?

Potrząsnął głową. - Mogłem zobaczyć to na twojej twarzy. Nie pozwoliłeś jej odejść bez walki. Nie musiałem wyjaśniać, bo nie miałem wątpliwości że ją tu zabierzesz.

Przygryzłem wargę i pokiwałem głową. - Jestem w niej zakochany.

Westchnął. - Wiem. - Po sekundzie poczułem pchnięcie przez co prawie straciłem równowagę na krześle. Zanim zdążyłem nawet kwestionować, Steven powiedział. - Ale jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz, zabiję Cię, rozumiesz?

Byłbym przerażony gdyby nie miał lekkiego uśmiechu na ustach. Podobny do mojego. - Nigdy. - Powiedziałem potrząsając głową. Mój uśmiech spadł tak szybko jak uświadomiłem sobie gdzie jestem.- Czy ona będzie żyła żebym miał choć taką okazję?

Steven westchnął. - Mam nadzieję. Widzisz, lek który oni jej dali był testowany. Po tym jak ona opuściła ich odkrycie albo nie podejmują żadnego wpływu, na walkę z rakiem.

Moja głowa uderzyła w moje ręce. - Ale oczywiście, t wniosło efekty w jej życie, bo inaczej rak zabiłby ją już dawno.

Odchrząknął. - Taką mam nadzieję, ale tutaj jest o czym chciałem ostrzec ją od dłuższego czasu. Po tym jak lek zabił raka, to powoli zabiję Cię.

Moja szczęka wisiała luźno. - Sophia nie ma raka? - szepnąłem z łzami w oczach. Ona mogła żyć. Moja miłość ma przyszłość.

Steven potrząsnął moim ramieniem. - Tak, ale ten lek może zabić jej kluczowe komórki, które są niezbędne dla jej ciała. Ale przynajmniej ma coś czego nie miała przedtem. Szansę.

- Więc dlaczego dali jej ten lek, który zabija ludzi po dwóch, trzech miesiącach? - Zapytałem wciąż nie dowierzając nowej wiadomości.

Steven pokręcił głową. - To działa na bardzo niewielu ludzi w większości w większości jest to mniej skuteczne niż chemioterapia. Lekarz na pewno nie chciał jej tego dać, ale Sophia potrafi być przekonująca kiedy tego chce.

Uśmiechnąłem się lekko. - I pozostawić to Sophii aby być szczęśliwym. Udało się jej.

Steven skinął głową, jego uśmiech był niepewny i nieznaczny. - Miejmy nadzieję że nie nadużywała swojego szczęścia. - Powiedział, kiedy doktor do nas podchodził.

Spojrzał na nas obu a potem zapytał. - Steven Linde?

Steven wstał. - Tak proszę pana?

Po naszej stronie musiało być niebo albo anioł patrzący na Spohie bo lekarz się uśmiechał. - My z powodzeniem wydostaliśmy chemikalia z żołądka Sophii a większość z krwi. Zamierzamy utrzymywać ja na kilku nowych lekach, które odbudują jej ciało, powoli. Przez następne kilka miesięcy ona będzie słaba, ale sprawa wygląda jasno.

Uczucie w klatce piersiowej w tym momencie było nie do opisania. Zupełna ulga, wdzięczność i radość. Wszystko o czym myślę to twarz Sophii ze zdrowym uśmiechem. Moje kochanie będzie żyło.

Oczy Stevena lśniły od łez, ale udało mu się wykrztusić. - Dziękuję bardzo proszę pana. - I czekał aż lekarz zniknie za rogiem aby wybuchnąć płaczem.

Poklepałem go po plecach, a łzy spływały mi po policzkach. - Zrobiłeś to chłopie. - Zakrztusiłem się wiedząc że musi to usłyszeć. - Uratowałeś swoją siostrę

***

JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
SOPHIA ŻYJĘ 
JSDBVOW
A TERAZ CHCĘ WAM TYLKO PRZEKAZAĆ
ŻE ZOSTAŁ JUŻ TYLKO 'EPILOG'
I KONIEC :'(((
JEŚLI ZNACIE JAKIEŚ OPOWIADANIE KTÓRE MOGŁABYM TŁUMACZYĆ 
DAJCIE LINK W KOMENTARZU ♥
DZIĘKUJĘ ♥
@luvv_biebs

4 komentarze:

  1. To tego było tylko 8 rozdziałów ? ;-;

    Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo boże *.* opłacał się czekać :) mam propozycję ale z tym na tt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. AHgdhsgfhd taaak ! ONA ŻYJĘ ! jzfhjdghjfh @HugForBiebs

    OdpowiedzUsuń
  4. O Mój Boże ona będzie żyć . <3 cudowny rozdział <3 @BlueBelieber6

    OdpowiedzUsuń