piątek, 5 lipca 2013

Rodział 2 (część 1)

Wsiadłam do samolotu, zapach jego siedzeń i rześkie powietrze stało się mi bardzo znajome przez ostatnie półtora miesiąca, było wszędzie. Doszłam do mojego miejsca i usiadłam, poczułam zmęczenie. Spodziewałam się go. Tak dużo ostatnio robiłam, to było naturalne że poczułam to na moim ciele. Jeszcze tylko miesiąc i już nie będę zmęczona.
Zamknęłam oczy i pomyślałam o Justinie. Boże on był piękny, jego osobowość i wygląd. Gdybym nie była w takich okolicznościach, była bym tam dla niego. Chcemy być razem po tak krótkim czasie.
Poczułam że za nim tęsknię, a raczej za tym co mogłoby być. Uśmiechnęłam się, choć spotkałam go przed końcem tego doświadczenia.
W mojej pamięci, bezczelnie przyglądałam się detalom jego twarzy. Sposób w jaki jego usta były wygięte, jak jego szczęka była ustawiona i nasze bliźniacze oczy. Przypomniałam sobie sposób w jaki się uśmiechał - słodkie. Jego głos 'Oh, przepraszam.'
Moje oczy się otworzyły. Jego głos. Rozglądałam się gorączkowo po samolocie. Mając nadzieję że to sobie wyobraziłam, to nie było  na prawdę. Moje myśli były zakręcone przez kilka sekund - czułam jakby to były godziny - szukałam za nim po pokładzie. Dopiero kiedy obróciłam się na siedzeniu zobaczyłam go. Przebrał się w  jeansy i sweter, wygodne ubrania lotnicze. Jego ręce były rozciągnięte nad głową kiedy położył swój bagaż do głównego schowka.
Po pierwsze moje serce zamarło na jego widok - rozradowanie. Ale w rzeczywistości kopnęłam go i chciałam go zabić. Nie mówiłam mu że potrzebuję zrobić to sama? Dlaczego miałby na to nalegać? Nie zrozumiał jak poważna byłam. To było zadanie w pojedynkę, ze wszystkich prawdziwych powodów.
- Justin! - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
Jego głowa obróciła się w moim kierunku, najpierw z wielkim uśmiechem na twarzy, a gdy dostrzegł mój gniew, znikł. Wyglądał, dla mojej satysfakcji, bardzo przerażony.
- Idziesz tutaj - syknęłam.
Przygryzł wargę i podszedł do mnie.
- Hey Sophia.
Potrząsnęłam głową - Justin. Mówiłam Ci, nie możesz jechać. Mam swoje powody. Muszę zrobić to sama.
Justin westchnął - Sophia, zawsze chciałem jechać do New Zealand. Chcę żebyś to wiedziała. To jest doskonała okazja dla obu tych rzeczy.
Westchnęłam w frustracji - Tak, ale Justin, nie możesz jechać. Nie możesz wisieć nade mną. Nie możesz mnie poznać.
Wyrażenia Justina zaczęły dmuchać z frustracji. - Dlaczego do cholery nie, Sophia?
Zacisnęłam zęby. - Ponieważ! - zawołałam. Nie mogłam dać mu lepszego powodu niż ten. Nie było nic więcej co mogłam powiedzieć. Miałam swoje powody, ale on nie mógł ich poznać. Nie pozwolę mu ich poznać.
- No cóż, wybiorę się do New Zealand, bez względu na to co powiesz, ale to zależy od Ciebie czy nie będziemy spędzać czasu razem, dobrze? - Justin zapytał, najwidoczniej chciał zakończyć tą małą kłótnię.
Westchnęłam. - Nieważne. Nie siadaj obok mnie w samolocie.

Justin wywrócił oczami i wrócił na swoje miejsce. Skrzyżowałam ręce i prychnęłam. To był pierwszy raz w całej podróży kiedy nie czułam nic oprócz szczęścia, i od  czasu do czasu samotności. Justin zrujnował wszystko.

Nie zabrałam swojej rodziny zemną, nie zabrałam swoich najbliższych przyjaciół zemną, nie wzięłam nawet mojego pup, Pip*. Pip wykorzystywałam do podróżowania zemną do każdego kraju w którym byłam. Ale nigdy nie brałam nikogo, ponieważ oni są tylko uciążeniem. Uciążeniem które musiałabym nosić ze sobą w podróży. Musiałam zrobić to sama. Ale, Justin ciągle był wyznaczony do bycia moim nowym bagażem.

Westchnęłam i oparłam głowę na fotelu. Czy żałuję że nie spędzam z nim czasu, czy też żałuję spędzać z nim czas? To nie było pytanie żebym zrobiła coś więcej, tylko pytanie na logikę.

Stuardessa powiedziała nam że zaraz będziemy startować. Kiedy zrobili ich mały pokaz jak uciec z samolotu w sytuacji awaryjnej, mój umysł wciąż się zastanawiał i zastanawiał.

Samolot zaczął startować, moje dłonie mocno ściskały podłokietniki. Byłam na sześciu lub siedmiu samolotach przez ostanie półtora miesiąca, sama, a ja nadal byłam przerażona kiedy startuje. Nigdy szczerze nie wierzyłam że może być katastrofa samolotu, ale to były małe wątpliwości w mojej głowie.

Jak tylko samolot wyrównał lot, zamknęłam oczy i powoli zasnęłam biorąc moje obawy z dala.

Obudziłam się i sprawdziłam zegarek. Spałam tylko około dwie godziny, więc miałam sporo czasu. Podjęłam decyzję co do sytuacji z Justinem i modliłam się, że nie będę tego żałować.

Rozpięłam pas, i przeniosłam stopy aby ubrać moje grube skarpetki. Gdy już były założone, wstałam i ruszyłam swoją drogą, mijając śpiących ludzi jak jak. Światła w samolocie były wyłączone, aby pomóc ludziom którzy mają trudności ze spaniem z włączonym światłem, więc było trudno zobaczyć twarze i inne.

Moje oczy szybko dostosowały się do światła lub raczej jego braku i zobaczyłam blondyna którego szukałam, teraz ubranego w bluzę z kapturem z głową odchyloną do tyłu na fotelu, śpiącego. Uśmiechnęłam się na jego twarz. Jego usta były szeroko otwarte, a jego nos spłaszczał się co kilka sekund.

Wyciągnęłam rękę i popchnęłam go lekko w ramię. Wydawało się że wystarczyło aby jego powieki zatrzepotały a usta powoli zamykały.
- Sophia? - zapytał grubym sennym głosem.
Uśmiechnęłam się łagodnie - choć nie mógł tego zobaczyć - i powiedziałam.
- Yeah. Mogę z tobą porozmawiać? Tam jest wolne miejsce obok mojego.
Spojrzał na śpiącego starca obok niego i skinął głową. Moje miejsce będzie bardziej prywatne i miłe. Oboje łagodnie wyścieleni wróciliśmy na moje miejsce, bardziej z przodu pierwszego obszaru klasy.
Wzięłam moje miejsce obok okna, a Justin wziął jedno obok mnie, z brzegu. Miałam wygodnie przez dopasowany koc który stewardessa musi położyć na moich nogach i dopasować poduszkę za plecami. Kiedy wkońcu spojrzałam w górę, Justin patrzył na mnie wyczekująco.
Westchnęłam łagodnie i powiedziałam.
- Chcę spędzać z tobą czas. - Uśmiech lekko zaczął rosnąć na jego twarzy przez moje słowa. - Ale możemy spędzić tylko razem czas na dwie rzeczy. Po tym pójdziemy oddzielnymi drogami, okay?
Zamyślił się na chwilę zanim zapytał.
- Co jeśli nie chcesz iść oddzielnymi drogami?
Przygryzłam wargę. - Będę musiała nawet jeśli nie chcę. Nikt nie ma mi pomóc w tym wyzwaniu.
- Kto powiedział?
- Ja powiedziałam.
Osunął się na fotelu. - Dobrze, ale my musimy zrobić kilka rzeczy które ja muszę zrobić kiedy będziemy spędzać razem czas w New Zealand.
Zaśmiałam się i skinęłam głową. - Okay, zgoda.
Uśmiechnął się i wykrzyknął - TAK!
Stara kobieta po drugiej stronie pochyliła się i dramatycznie podniosła palec do swoich ust i głośno 'SHHHHHH!' do nas.

Zaśmiałam się cicho. - Justin, proponuję abyś był cicho zanim starsza pani pobije Cię na śmierć swoją laską.

Wypuścił lekki chichot. - Cały się trzęsę.

W zasadzie Justin i ja resztę lotu spędziliśmy na spaniu i przerwach i oglądaniu filmów an małym ekranie na przeciwko naszych siedzeń. Kiedy samolot zaczął lądować, moje nerwy kopnęły ponownie. Zapięłam pas, a moje ręce mocno zaciskały podłokietnik.

Moje działanie  niepozostały niezauważone. Justin szepnął. - Wszystko w porządku?

Skinęłam głową szybko. - Yeah, jest dobrze. Jestem po prostu trochę zdenerwowana przy stratach i lądowaniach.

On skinął ze zrozumieniem. - Nie latasz bardzo często, tak?

Wypuściłam drżący chichot. - Latam bardzo często,  faktycznie. Bardzo, bardzo często.

On wypuścił mały chichot. - Wtedy nie powinnaś być już do tego przyzwyczajona? Sophia masz dziwny charakter.

Wylądowaliśmy bezpiecznie i szybko przedostaliśmy się przez ochronę lotniska. Zbliżaliśmy się do wyjścia gdy zatrzymałam Justina.
- Może chcesz założyć swoją kurtkę albo coś.

Rozpięłam moją torbę i zaczęłam wyciągać moją niebieską kurtkę.

Spojrzał się na mnie dziwnie. - Kurtka?

Złączyłam brwi. - Tak, kurtka, wiesz, rzecz która zatrzymuje ciepło.

Wzruszył ramionami. - Mam tylko swoją bluzę z kapturem.

Stanęłam w połowie drugiego piętra. - Nie zabrałeś jakiejkolwiek kurtki?

Nagle walnął ręką w swoje czoło. - Pieprzyć wszystko!
zrobił kolisty ruch swoimi rękami. - Jestem sezon do tyłu. Cholera!

Przebiegłam ręką przez moje włosy i chichot uszedł z moich ust. - Tak jesteś teraz w środku zimy w New Zealand, bez kurtki. Masz zamiar zamarznąć po drodze do taksówki, i po drodze z taksówki do jakiegoś sklepu z ubraniami jaki znajdziemy.

- Nie mogę uwierzyć że coś takiego wyleciało mi z głowy. - Jego ręka ciągle znajdowała się na czole.

Zaśmiałam się jeszcze raz. - Mogę!  Prawdopodobnie spakowałeś się w pięć minut żeby zdążyć na samolot. - uśmiechnęłam się - Jest dobrze, pójdziemy kupić Ci jakąś. Żadna duża sprawa.

Westchnął wyraźnie wciąż zirytowany sobą. - W porządku, chodźmy.







    




***

pup, pip* - nie wiedziałam jak to przetłumaczyć więc zostawiłam tak.
PRZEPRASZAM ŻE TAK DŁUGO NIE DODAWAŁAM.
Teraz postaram się dodawać je częściej.
Jeśli możecie to zostawcie jakiś komentarz żebym wiedziała czy w ogóle ktoś czyta.
PRZEPRASZAM.
Następna część rozdziału pojawi się do wtorku.
Dziękuję, Kocham Was ♥
@luvv_biebs

2 komentarze:

  1. Jaa czytam! Musisz rozglaszac na twitterze, ze jest takie tlumaczenie!!! Wtedy wiecej osob by czytalo ;)

    OdpowiedzUsuń